Internet of Things, w skrócie IoT, to bardzo szerokie oraz pojemne pojęcie i wcale mnie nie dziwi, że możesz nie wiedzieć, co tak naprawdę oznacza. Z badań firmy Samsung Techonomic Index wynika, że aż 85 proc. mieszkańców Europy nie ma pojęcia, czym tak naprawdę jest Internet of Things. Dziwi to tym bardziej, że średnio w każdym z domów i mieszkań na naszym Kontynencie posiadamy po 19 urządzeń elektronicznych (sic!), czyli o jedno więcej niż przed rokiem. Mogę więc śmiało napisać, że pławisz się w sprzęcie, a jednak wciąż niewiele wiesz o nadchodzących zmianach, które pod tajemniczym skrótem IoT dominowały na ostatnich targach IFA2015 w Berlinie i na stałe zadomowiły się tematycznie w różnych branżowych serwisach tech.
[showads ad=rek3]
Internet of Things to inaczej Internet Rzeczy. Przekładając z angielskiego na polski, a z polskiego na nasze – to zbiór rozwiązań technologicznych, które mają za zadanie – w dużym uproszczeniu, oczywiście – zautomatyzować nasz dom, biuro, czy nasze miasto! I nie tylko chodzi o to, że telewizor sam nagra Ci mecz, który rozgrywany jest w czasie, kiedy smacznie śpisz lub pracujesz, ale przede wszystkim o rozwiązania, które realnie przekładają się na efektywne zarządzanie czasem, bezpieczeństwem i przestrzenią.
W praktyce wygląda to w ten sposób, że można zaprogramować np. wyposażenie swojego mieszkania, aby kilkanaście minut przed Twoim przyjściem automatycznie podgrzało obiad zostawiony w mikrofali, napełniło wannę ciepłą wodą lub włączyło podgrzewanie podłogowe zimą. Inteligentny dom to także beacony, czyli małe chipy/moduły potrafiące mierzyć temperaturę lub wilgotność powietrza, a dzięki ciągłej łączności z Twoim notebookiem, smartfonem lub tabletem będziesz mógł zdecydować, czy oby w mieszkaniu nie jest za sucho i nie warto uruchomić zwilżaczy powietrza.
To oczywiście wybrane zastosowania, a pewnie i tak już masz w domu kilka rozwiązań, które potrafią same inteligentnie zarządzać Twoim czasem i przestrzenią, a nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Dzięki Internetowi Rzeczy właściwie wszystkie elektroniczne produkty w mieszkaniu mogą być ze sobą integralnie połączone. Dzięki temu przy użyciu smartfona opuścisz rolety, przygotujesz film na wieczór, pojedziesz spokojny/-a na wakacje, bo czujki ruchu pozostawione w domu poinformują Cię o włamaniu lub innym zdarzeniu (np. wyczują dym i wezwą straż pożarną).
Sporo jest już niezależnych rozwiązań, jak żarówki potrafiące świecić w dowolnie wybranym kolorze, a dzięki wbudowanemu głośnikowi potrafią również odtwarzać streamowaną ze Spotify muzykę, którą udostępnisz ze swojego urządzenia mobilnego. Jeśli zechcesz zrobić imprezę, to oświetlenie będzie migać w rytmie słuchanych utworów. Nie da się jednak ukryć, że najlepsze rozwiązania to te maksymalnie ze sobą zintegrowane.
Myślę, że warto zwrócić tutaj uwagę nie tylko na propozycje Samsunga, LG czy Sony – czyli wielkich firm tech, które mają coraz bogatsze portfolio urządzeń domowego użytku, i które zarazem wyposażają w inteligentne funkcje (jak lodówki, które potrafią same zrobić zakupy, jeśli wykryją brak poszczególnych produktów, odkurzacze sprzątające mieszkanie pod nieobecność domowników, czy pralki, które SMS-em poinformują Cię o skończonym praniu) – ale też szybko rozwijających się startup-ów. W Polsce mamy np. Fibaro z kompleksowym systemem Internet of Things, który z powodzeniem wdraża swoje propozycje na Zachodzie.
Pobierasz jedną aplikację i sterujesz dosłownie wszystkim. Fibaro nie robi oczywiście kuchenek, pralek, lodówek, czujników etc., ale wymyślił system potrafiący współpracować z setkami urządzeń, dzięki czemu dedykowane oprogramowanie w łatwy sposób pozwala zarządzać domem i jego otoczeniem. Tak się składa, że należę do tych ludzi, którzy kiedy czytają w łóżku ulubioną książkę i czują, że im głowa leci, zamiast wstawać do wyłącznika, chętnie zgasiliby światło dwoma tapnięciami w ekran smartfona. Fibaro otwiera się na takie udogodnienia, chociaż w portfolio ma znacznie bardziej zaawansowane rozwiązania.
W związku z tym produkty to jedno, ale sensowne oprogramowanie to druga poważna noga, na której opiera się cała struktura inteligentnego sterowania zasobami mieszkania. Oczywiście – jeśli całość jest pod kontrolą elektroniki, to trudno uwolnić się od niepokojącej myśli – co jeśli ktoś się do takiego systemu włamie? Albo jeszcze gorzej – co w sytuacji, kiedy złapiemy wirusa, który uniemożliwi dostanie się do mieszkania lub spowoduje znacznie więcej kosztownych szkód?
Póki co – sam nie mam jeszcze odpowiedzi w sobie na te niepokoje, bo jednak trudno je ignorować. Z drugiej strony wciąż jestem pewien, że trzeba by być wyjątkowym pechowcem, aby paść ofiarą cybernetycznego ataku. Oczywiście nie chcę problemu bagatelizować, ale musiałbym przyjrzeć mu się znacznie bliżej. Poza tym zintegrowane systemy mają tą przewagę, że są stale monitorowane, zatem ktoś musiałby się naprawdę postarać, aby namieszać w naszym inteligentnym mieszkaniu.
Wiem, że być może jesteś osobą, która podchodzi do tego wszystkiego sceptycznie. Nie widzisz potrzeby posiadania superszybkiego smartfona, masz tablet wart kilkaset złotych, który raczej zbiera kurz niż czuje na sobie Twoje palce, a smartwatch to być może w Twoich oczach fanaberia. Czym więc innym w tym kontekście ma być Internet of Things? Cóż, nie chcę się upierać, że to jedyne, najlepsze i najciekawsze co może nas spotkać w zetknięciu z elektronika użytkową, ale tekstami które o Internecie Rzeczy będą się na 90sekund pojawiać, chciałbym przybliżyć Ci, że wcale to wszystko nie musi być drogie i tak naprawdę jest w zasięgu… kilku tapnięć. ;)
[showads ad=rek3]