Jestem załamany! Tak, piszę to zupełnie poważnie. Google wycofuje się z projektu Inbox i zarzuca go, wskazując ponownie na Gmaila, jako główną pocztę. Rozwiązanie, z którym jestem od czterech lat właśnie kończy swój los. W sumie – zły jestem.
Google tłumaczy swoją decyzję uruchomieniem przed pół roku nowego Gmaila, który garściami czerpie z Inboxa. Nie wszystkie rozwiązania, ale wiele z nich są tam do znalezienia. Moje ulubione, za które pokochałem Inboxa, to odkładanie maili na później, z czego korzystam bez przerwy; przypinanie ważnych wiadomości u góry listy, tworzenie przypomnień, czy inteligentne grupowanie poczty, tak by rachunki z automatu lądowały w jednym folderze, a bilety lotnicze w innym.
Mniej lub bardziej będzie to dostępne w Gmailu po przejściu z Inboxa, co wcale nie jest dla mnie taką pocieszająca informacją.
Po prostu przywykłem do innego interfejsu, nowego systemu pracy. Tak – to słowo klucz, bo Inbox by Gmail pozwalał traktować wiadomości e-mail, jak zadania do wykonania. U mnie sprawdzało się to rewelacyjnie. Obsługuję aktualnie na Gmailu trzy skrzynki i każda z nich była podpięta pod Inboxa. Każda służy do innych celów i każda sprawdza się idealnie w swej unikatowej roli.
Jestem rozżalony, bo jednak przez cztery długie lata wyrobiłem sobie pewne nawyki oraz całkowicie przestawiłem myślenia na inny system zarządzania pocztą.
Okazało się, że nie muszę mieć załatwionych wszystkich maili w poczcie, by czuć, że mój dzień w pracy się skończył. Wiele wiadomości mam poodkładanych na później, po inne sięgam w wolnej chwili, a najważniejsze są zagregowane u szczytu listy po jednym kliknięciu/tapnięciu w niebieski suwak. Zadaniowemu traktowaniu skrzynki w Inboxie pomagał również fakt, że można tworzyć tutaj przypomnienia.
Gmail, jest OK, ale kiedy wchodził Inbox – był bardzo archaiczny i wciąż traktował maile, jak… maile.
Oczywiście taka rola Gmaila, bo to jednak konto pocztowe, ale rozwój usług Google spowodował, że stał się punktem wyjścia do jakiejkolwiek możliwości skorzystania z czegokolwiek w smartfonie, tablecie, czy po prostu – ekosystemie Google.
Tak – wiem, konsolidacja jest potrzebna. Bo po co mnożyć byty? Ale tak to właśnie jest z Google…
Pomimo, że ma tak udany projekt nie ma zamiaru go dalej rozwijać. Za to wzięto, co uznano za w miarę ciekawe z Inboxa i dorzucono do Gmaila. Jak na moje oko – trochę mało elegancko. No, ale jedna firma, jeden organizm, jeden byt. Po co dwie osobne skrzynki? A rzeczywistość mogłaby wyglądać inaczej. Że to Inbox wchłania Gmaila. Bo przecież na początku, aby załapać się na Inboxa trzeba było swoje odczekać, a specjalne zaproszenia miała garstka zainteresowanych.
Inbox by Gmail jest na tyle udany, że wg mnie pokazuje znowu pokraczną logikę Google.
Po co ta firma tworzy rozwiązania, które za chwilę wyrzuci do kosza, nawet jeśli są świetne? Po co naciąga na nie miliony użytkowników, a potem pozostawia z ręką w nocniku? Ani to śmieszne ani fajne. W sumie, jak to traktować? Kaprysik Google? Na to wygląda. I właśnie się wykaprysili. Znowu… :/