Od dawna wiadomo, że Steve Jobs zawsze chciał stworzyć iCar, samochód Apple, który byłby doskonale zintegrowany z produktami giganta z Cupertino. Ale auto z jabłkiem w tle musiałoby być rzeczywiście wyjątkowe. Nie tylko chodzi o to, że oczekiwalibyśmy zachwycającego wzornictwa. Samochód od Apple musiałby być dziełem sztuki technologicznej. To nie może być po prostu zwyczajny samochód. To musi być „coś” wyjątkowego.
Dlaczego właśnie tak? Bo po pierwsze firma z Cupertino przyzwyczaiła nas do niesamowitych innowacji. Po drugie – na rynku mamy już tak wielu producentów z branży motoryzacyjnej, tyle rozwiązań, że jeśli Apple chce budować dalej swoją potęgę z nowym produktem, to musi ten rynek w pewnym sensie wymyślić na nowo. Tak, jak iPhone zdefiniował smartfona, tak iCar powinien wprowadzić samochody na nowy poziom. Sęk w tym, jak to zrobić?
Odpowiedź nie jest łatwa, ale właśnie dostajemy wskazówkę, w którym kierunku powinniśmy spoglądać myśląc o iCar. Manager odpowiedzialny za zakupy i przejęcia w Apple – Adrian Perica miał (prawdopodobnie razem z Timem Cookiem) spotkać się wiosną zeszłego roku z Elonem Muskiem, szefem Tesla Motors. Oczywiście od razu pojawiają się domniemania, czy oby firma z Cupertino, nie będzie chciała kupić elektrycznego biznesu samochodowego od Tesli?
Gdyby do tego doszło, mielibyśmy koronny dowód na to, że taki pojazd się pojawi. Co więcej, Apple wreszcie uwolniłby się od swojej zależności opartej wyłącznie na iPadach i iPhone’ach, które wciąż sprzedają się świetnie i na porządnych marżach, ale rynek strasznie się nasycił i ciągnięcie całej korporacji zasadniczo tymi produktami może być w dłuższej perspektywie zgubne. Tym bardziej, że trudno wymyślić w smartfonach i tabletach coś nowego, co znowu rozpędziłoby sprzedaż.
Tesla Motors tworzą samochody zasilane energią elektryczną. Idealnie więc wpisywałyby się w twórcze i zgodne z naturą podejście Apple. Wreszcie też mielibyśmy szansę na szersze wypromowanie samochodów elektrycznych, bo póki co – mimo, że różni producenci robili swoje przymiarki – nie pojawił się żaden dominujący model, który na nowo zdefiniowałby branżę, co wydaje się nieuniknione, bacząc chociażby na wyczerpywalne zasoby ropy w najbliższych dziesięcioleciach oraz kondycję środowiska.
Ja jednak jestem sceptyczny. Nie to, żebym nie wierzył w Apple, ale żeby projekt nie przyniósł strat, musiałby stać się masowym. O ile nie każdego stać na tablety i smartfony z nadgryzionym jabłkiem w logo, o tyle są to produkty, które może mimo wszystko kupić niemal każdy z nas, aczkolwiek tanio nie jest. Natomiast iCar to już nie będą przelewki. Auto będzie musiało się mierzyć z prestiżem i pozycją prawdziwych legend motoryzacji. Ale to tylko jeden z problemów. Innym jest wciąż dręczony dołkiem rynek samochodowy. Giganci tacy, jak General Motors czy Chrysler wciąż muszą radzić sobie z trudnymi przemianami restrukturyzacyjnymi, które zapoczątkował kryzys w 2007 roku.
Apple musi też pamiętać, że jeden z jego największych konkurentów też nie śpi. Google od dawna testuje autonomiczne samochody, a konceptami typu RoboTaxi może mieć znaczy wpływ na chociażby transport publiczny. Ponadto w zeszłym roku pojawiły się nieśmiałe przesłanki, że Google może chcieć stworzyć również własny samochód. To wszystko sprawia, że cokolwiek ma w planach Apple, a dotyczy motoryzacji, może mieć ogromne znaczenie dla przyszłości tej firmy. Niemniej podjęcie wyzwania na tym rynku może być bardzo ryzykowne. No chyba, że iCar okaże się iPhone’m motoryzacji, który zmieni całą branżę.
Innym rozwiązaniem, które mogłoby pomóc Apple w debiucie ze swoim pojazdem, jest możliwość kupienia nie tylko Tesla Motors, ale np. legendarnego Forda, czy Chryslera, a dzięki zgromadzonym środkom – firma z Cupertino – jest w stanie zapłacić za każdą z tych firm w gotówce. Apple to ogromny kolos, możliwości jest więc sporo. Niemniej przestrzelenie, może szybko pozbawić go gotówki, a na pomyłki za wiele miejsca tu nie ma.