Składane smartfony nigdy mnie nie pociągały. Muszę jednak już na samym wstępie przyznać, że Huawei po raz kolejny nie tylko mnie zadziwia, ale naprawdę imponuje.
Mate X to prawdziwie futurystyczne urządzenie, które trafia pod strzechy. I choć powiedzmy sobie szczerze, nie zawita on do kieszeni przeciętnego Jana Kowalskiego, to niewykluczone, że na naszych oczach zmienia się postrzeganie tradycyjnego smartfona, z jakim obcujemy na co dzień.
Kilka dni temu Samsung debiutował ze swoim Galaxy Fold, dzisiaj Huawei, przez co nie da się uniknąć porównań obu urządzeń. I to choć w kontekście Samsunga od kilku lat mówiło się o składanym smartfonie, to na tę chwilę bardziej za serce chwyta mnie produkt Chińczyków.
Już sam wygląd sprawia, że bliżej mi do Mate X, który w przeciwieństwie do swojego rywala, otwiera się na zewnątrz, a nie jak Galaxy Fold, do wewnątrz.
Dość konkretna różnica i trudno jest na tę chwilę powiedzieć, które rozwiązanie jest lepsze i solidniejsze. Nie ulega jednak wątpliwości, że w moim odczuciu Huawei jest bardziej smukły i lepiej „skrojony” – rozłożony ma 5,4 mm, natomiast po złożeniu ok. 11 mm. Patrząc tak na obydwa produkty, odnoszę wrażenie, że Huawei pokazał już drugą edycję swojego „składaka”, w sensie że przeskoczył Samsunga.
Już na „dzień dobry” Mate X pokazuje pazura pod kątem ekranu. Po rozłożeniu produkt Huawei ma 8 cali, gdzie przypomnę Galaxy Fold dysponuje 7,3 calowym wyświetlaczem.
I jest to całkiem konkretna różnica, ale dalej jest jeszcze ciekawiej, ponieważ po złożeniu Mate X oferuje powierzchnię 6,38 cala (rozdzielczość 2480×892) natomiast drugie skrzydło 6,6 cala (2480×1148). Galaxy Fold oferuje „tylko” 4,6 i tu po raz kolejny Huawei wypunktował Samsunga. W teorii, ponieważ mniejszy ekran niekoniecznie może być w takim przypadku wadą – jego obsługa przy dość grubym urządzeniu powinna być łatwiejsza. Różnice oczywiście tworzy sposób składania i wydaje się, że to jednak Huawei rozwiązał to ciekawiej i z większą korzyścią dla użytkownika. Niewątpliwie – Mate X wypada bardziej interesująco niż konkurent z rodziny Galaxy.
Sercem składanego Huawei, jest autorski procesor Kirin 980 (2x ARM Cortex-A76 1,92 GHz + 4x ARM Cortex-A55 1,8 GHz), a więc jednostka znana chociażby z Mate 20 Pro. Mocy mu z pewnością nie zabraknie, tym bardziej, że jest to urządzenie, które obsługuje również sieć 5G.
Bardziej intrygującym jednak elementem Mate X jest bateria. 4500 mAh. Pojemność nie jest imponująca jak na takie urządzenie, ale tutaj różnicę robi możliwość szybkiego ładowania. 55-watowa ładowarka sprawi, że w ciągu 30 minut naładujesz smartfon do poziomu 85 procent. WOW! Robi wrażenie, choć ciekaw jestem jej kondycji po np. roku takiego ładowania?
Nie zmienia to faktu, że Huawei ze swoi Mate X pozamiatał.
Dodajmy do tego poczwórny aparat, tradycyjnie już powstały przy współpracy z Leicą oraz czytnik linii papilarnych znajdujący się na krawędzi. Dostępność? W połowie 2019 roku. Natomiast cena równie futurystyczna co samo urządzenie – 2299 euro (8GB RAM+ 512 GB pamięci na pliki).
Więcej wrażeń, tych bezpośrednich z pewnością dostarczy Michał Brożyński, który jest na miejscu i zbiera dla Was materiały.