Pierwsze co mnie zainteresowało w przypadku najnowszych HTC Desire 12 i 12+, to ich wzornictwo. Front bardzo zbliżony do U Play, a tył charakterystyczny dla wypłowiałego przez wodę płaskiego kamienia, zwanego otoczakiem. Nie kryję, że nowe Desire chciałbym przede wszystkim zobaczyć na żywo i dopiero wówczas na ich temat wyrobię sobie opinię, ale jak na smartfony wyceniane poniżej tysiąca złotych, wyglądają zachwycająco! Co więcej – wciąż projektanci idą śladami serii U, która sporo nagród już zgarnęła za wzornictwo, a które wg HTC inspirowane jest żywiołem wody, no a wg mnie – gęstej, tłustej lawy. I sprawia to wrażenie naprawdę świetne. Wszystkie słuchawki z tej serii bardzo mi się podobają, bo pięknie załamują światło i zakrzywiają odbijaną rzeczywistość w skupionych punktach, przez co nie wyglądają jak błyskotki. No, ale to już gdybanie, czy modele Desire 12 i 12+ będą prezentować się tak samo na żywo, jak na zdjęciach. Dopiero prawdziwe oględziny pozwolą poddać to weryfikacji.
No dobrze. Teraz jednak wszyscy zachodzą w głowę, co też może siedzieć w środku? Desire 12 wyceniono na 749zł na start. Na froncie dostajemy wyświetlacz o przekątnej 5,5 cala z rozdzielczością HD+ wynoszącą 720x1440px, co w roku 2018 trochę w oczy kole, ale… mówimy o produkcie z ceną na dzień dobry, która w ciągu kwartału i tak jeszcze spadnie, a po drugie – w ofercie operatorów zagnieździ się w abonamentach za przysłowiową złotówkę, więc nie darłbym o to tak bardzo szat. I tutaj również gł. rolę odegra bezpośrednie spotkanie z urządzeniem, bowiem pozwoli odkryć, czy mamy do czynienia z dobrej jakości panelem LCD, który pięknie oddaje jakość obrazu, czy z przeciętnym – któremu nawet najwyższa rozdzielczość nie jest w stanie pomóc. Póki co – jestem dobrej myśli.
Również widząc układ napędzający HTC Desire 12, czyli MediaTek MT6739. Czterordzeniowa, 64-bitowa jednostka, debiutująca we wrześniu 2017 roku, została stworzona specjalnie z myślą o tanich słuchawkach, dedykowanych rynkom rozwijającym się. Proszę się nie obrażać, ale Polska pod względem mentalności nabywczej, jeśli idzie o smartfony – do takich krajów właśnie należy. I właśnie dusigroszom, którzy chcą za małe pieniądze atrakcyjnego telefonu, jest procesor ten dedykowany. Zależnie też od regionu będzie Desire 12 dostępny w opcjach 2GB RAM/16GB ROM oraz 3GB RAM/32GB ROM. Oczywiście nie zabrakło slotu na karty microSD.
Jeśli idzie o aparat, to ten w Desire 12 posiada 13-Mpx matrycę z czujnikiem BSI, z autofocusem z detekcją fazy (PDAF) oraz jasnością obiektywu f/2.2. Kadry mogą więc być dość ciemne, szczególnie w zestawieniu z wyżej pozycjonowanymi modelami, ale za blisko 750zł nie ma co się honorami unosić. HTC nie zdradza, jaki Android zarządza tym smartfonem, więc zakładam co najwyżej Nougata, ale z nakładką Sense i funkcją Companion, która pomaga w efektywniejszym zarządzaniu pamięcią telefonu, zwalnianiem przestrzeni, poradami, jak przyspieszyć lub zadbać o urządzenie etc.
HTC Desire 12+ wypada znacznie lepiej. Po pierwsze dostał Snapdragona 450, na pokładzie jest też Android 8.0 Oreo, jest też większy wyświetlacz o przekątnej 6 cali, a na odwrocie podwójny aparat 13Mpx + 2Mpx z tym samym światłem f/2.2 oraz detekcją fazy. W mniejszym Desire jest na froncie 5-Mpx kamerka, a tutaj 8-Mpx, więc i to wypada na korzyść Desire 12+. Smartfon ten otrzymał również 3GB RAM oraz 32GB na własne pliki z możliwością rozszerzenia o kartę pamięci do 2TB. Tak, jak wspomniałem – telefon ten wyceniony jest również poniżej tysiąca złotych i zaczyna się w Polsce od 999zł. Szkoda jedynie, że przy większym ekranie nie ma analogicznie wyższej rozdzielczości, no ale coś za coś.
Wiadomo – to nie są smartfony, które wywracają rynek do góry nogami. Ale mają kilka sensownych zalet, a do pierwszej z brzegu należy wzornictwo. Jeśli ekran okaże się dobry jakościowo, to nikomu nie będzie też specjalnie przeszkadzać rozdzielczość, a z zastosowanymi układami będzie można liczyć na efektywną pracę, która zostanie wzbogacona o kilka ficzerów z droższych smartfonów HTC, jak chociażby Sense Companion. Podoba mi się ta para. Jest dobrą odpowiedzią na mocno rozpychających się w tym segmencie cenowym Chińczyków. Zakupowo to się nie może nie udać. Trzymam kciuki! Dostępność sklepowa już w połowie kwietnia br.