Od wczoraj w Chinach Honor 10, czyli smartfon z linii urządzeń, które jako swoją submarkę firma Huawei wprowadziła w roku 2014. Od tego momentu minęły prawie cztery lata. Przez ten czas na rynku pojawiło się tak dużo smartfonów z tejże rodziny, że przetestowaliśmy ich na 90sekund naprawdę sporo. Nie wszystkie, ale wystarczająco, by wyrobić sobie zdanie. I początki – ku mojemu osobistemu zaskoczeniu – były bardzo obiecujące, a z każdym modelem okazywało się, że w średnim segmencie sprzętowym to właśnie te słuchawki będą rządzić. Ale Huawei miał apetyt na więcej i zaczął poszczególnymi modelami aspirować do wyższej półki. Po świetnym Honorze 8 Pro (TU recenzja) przyszedł czas na Honora 9, który okazał się niesamowitym smartfonem (TU recenzja). Dlatego co do „dziesiątki” – miałem naprawdę spore oczekiwania.
A tymczasem Huawei gryzie się we własny ogon. Wystarczy przejrzeć pobieżnie tytuły w światowych mediach technologicznych, żeby odnaleźć jeden wspólny mianownik – Honor 10 to tańsza wersja Huawei P20. Szczerze? Suchar, jakich mało… Nie rozumiem tej logiki, no ale widocznie doskonale chwyta ją rynek. Nie wiem, czy smartfon ten będzie dostępny w Polsce(?), ale jako następca fenomenalnej „dziewiątki”, wypada po prostu kiepsko. I to z uwagi na brak jakiegokolwiek charakteru. Bo Honory – jakie by nie były – kolejnymi wersjami pokazywały, że zwykłymi średniakami nie są i nie będą. A tymczasem…
…tymczasem jest Honor 10. Wyposażony miodnie. No i zupełnie bez… jaj. Niemal, jak kropka w kropkę zdjęty z P20. Kolorystyka, wzornictwo, notch, bebechy. Nie chodzi o to, ze smartfonów podobnych do siebie na rynku nie ma. Ale o to, że dostajemy od tej samej firmy, która od lat wybijała się na niepodległość, klona który niczego nie zmienia. Co więcej – chcę to wyraźnie podkreślić – Honor 8 Pro, jak i Honor 9 – to smartfony, które wykazały się nieprawdopodobną indywidualnością. I chociaż przełomowe dla całego rynku nie były, to jednak Huawei udowodnił, że potrafi robić wyśmienite telefony fotograficzne i muzyczne dla średniej półki cenowej. A przy okazji atrakcyjne wzorniczo.
Nie chcę wieszać psów na Honorze 10. Wiem z doświadczenia, że kiedy wpadnie do testów, będę zadowolony z ogólnego korzystania. Trudno nie być, kiedy ma się duży wyświetlacz LCD IPS o przekątnej 5,48 cala z rozdzielczością FHD, Kirina 970 (tak to ten procesor, który napędza Mate 10 Pro, czyli ze Sztuczną Inteligencją), 6GB RAM, nienajgorszą baterię o pojemności 3400mAh oraz dwa kapitalne aparaty na tyle – 16Mpx ze światłem f/1.8 oraz monochromatyczny 24Mpx i światłem f/2.0. Autofocus oparty jest tutaj o detekcję fazy (PDAF), a motorem fotograficznym jest Sztuczna Inteligencja odpowiedzialna za zdjęcia również w nowych P20/P20 Pro i oczywiście Mate 10 Pro (TU jego recenzja).
Tak – jak na „flagowego średniaka” wygląda to fantastycznie. I tak – logika nakazuje skakać pod sufit z entuzjazmu. A jednak czuję rezerwę nie dlatego, że coś nie gra mi w tej specyfikacji, ale że można zapakować P20 w inny logotyp i sprzedawać go kilka stów taniej, jako całkowicie inny produkt… Ot – #takasytuacja…