Wszystko zaczęło się od projektu IllumiRoom. No, może właściwie powinienem napisać – od Kinecta. Jeśli ostała się jakaś dusza, która nie ma pojęcia z czym to się je, już tłumaczę: Kinect to rodzaj kamery dołączanej do Xboxa 360 (lub w nowszej wersji do Xbox One), która przechwytuje nasz ruch i przenosi akcje na ekran telewizora, na którym odpalona jest jakaś gra kompatybilna z tym sprzętem. Wiecie, wszelkie fitnessy, gry taneczne czy inne casuale. Jak to (nie) działa/ło, zostawmy sobie na inny czas, dla mnie osobiście rzecz zbędna, a „iksklocka” posiadam.
Następnie postanowiono rozszerzyć jego możliwości i tak powstał właśnie, wcześniej rzeczony pomysł, IllumiRoom. W skrócie, połączenie projektora i kamery Kinecta miało zaowocować poszerzeniem niektórych elementów z gry na całe otoczenie. Przykładowo podczas wyścigu w śnieżnej scenerii, płatki tego zjawiska atmosferycznego miały opadać na ścianach, szafkach, kanapie, czy co tam macie obok TV. Przyznam, że po pierwszej zapowiedzi mocno się zajawiłem, a następnie temat ucichł.
W zasadzie nie do końca – projekt ewoluował w RoomAlive, który ponadto dodawał elementy interaktywne, takie jak biegnącego żołnierza, czy wariację na temat klasycznej gry z kretem wychodzącym z nory, którego uderzamy młotkiem itd. Potencjał jeszcze większy, ale żeby pokryć cały pokój, trochę tych projektorów i kamer potrzeba.
Po tym przydługim wstępie, przejdę do sedna: Microsoft na konferencji poświęconej Windowsowi 10 zaprezentował headset AR (od Augmented Reality – poszerzona rzeczywistość), o nazwie HoloLens. Z opisu wygląda na to, że wszystkie powyższe wynalazki mają zostać upakowane tutaj i w przeciwieństwie do nich – nowy hełm nie będzie powiązany tylko z grami.
Można również zauważyć pewne podobieństwo do Google Glass, bowiem elementy wirtualne są transparentne, a więc korzystając z tych możliwości, będziemy również widzieć świat rzeczywisty. Jest od nich co prawda zdecydowanie większy, ale równocześnie mniej ociosany w stosunku do Oculus Rifta.
Kolejnym aspektem wyróżniającym ten headset, są własne podzespoły. Nie mam tu na myśli czujników czy soczewek, a raczej CPU, GPU i… HPU. Pierwszy raz spotykacie się z tym ostatnim określeniem? Nic dziwnego, bowiem na chwilę obecną jest to jedyny w swoim rodzaju Holographic Processing Unit, czyli specjalny procesor napędzający HoloLens. Co ważne, wentylacja będzie umieszczona po bokach urządzenia, dzięki czemu nie poczujemy się, jakby ktoś położył nam na głowie rozgrzany węgiel. Ponadto, obejdziemy się bez kabli oraz nie będziemy musieli podłączać czegokolwiek – całość działa samodzielnie.
OK, przecież to brzmi i wygląda dosłownie fantastycznie, więc co mi nie pasuje? Przede wszystkim projekt jest straszliwie ambitny i choć samo w sobie jest to zaletą, obawiam się o to, czy i jeśli już, to kiedy, się ukaże? Przykłady, które podałem na początku jasno pokazują, że przyjdzie nam jeszcze sporo poczekać. O ile oczywiście się doczekamy…
Ponadto, zastanawia mnie jakość samego hologramu. W związku z tym, że z fizyki jestem marny, ciężko mi przytoczyć dokładną zasadę działania, ale generalnie chodzi o to, że wszystko co widzimy jest światłem, które odbija się w taki, czy inny sposób, podsuwając naszemu mózgowi konkretne obrazy (jeśli są w tym opisie jakieś nieścisłości – serdecznie proszę o wybaczenie mej niewiedzy).
Cały trik polega na tym, by to światło zmanipulować w sposób przypominający rzeczywiste obiekty. W tym momencie do głowy przychodzą mi Gwiezdne Wojny, które chyba w każdej części zawierały holo-konferencje i ich jakość oraz niebieska mono-paleta kolorystyczna prezentowała się może fajnie w filmie, ale w rzeczywistości nie chciałbym tego widzieć. W HoloLens niby wszystko ma wyglądać świetnie lecz na udostępnionych materiałach, obiekty wirtualne, to tak naprawdę rendery 3D dodane w postprodukcji…
Choć tak naprawdę mogę i wręcz chciałbym się mylić, to Jessi Hempel z serwisu Wired miał okazję na własne oczy przekonać się, jak działa HoloLens i nie kryje zachwytów, a więc może jednak coś z tego będzie. Choć wszystko, co miał okazję sprawdzić, opierało się na demach, wrażenie ponoć jest bardzo dobre.
Przyznam, że po pierwszym rzucie oka na materiały mój stosunek z nieporuszonego, zmieniał się z każdą informacją w bardziej pozytywnym kierunku. Nie wycofuję się z tego, co napisałem powyżej, bo wciąż istnieje wiele niewiadomych, natomiast nietrudno sobie wyobrazić potencjał tego urządzenia. Jecie płatki i właśnie dostaliście maila? Zamiast ruszać się z kuchni do laptopa, wystarczy komenda głosowa, przedyktowanie tekstu i wysłanie. A wszystko pomiędzy kolejnymi machnięciami łyżką. No, przynajmniej ja tak to widzę, ale jestem pewien że takie zastosowanie również się znajdzie.
Koniec końców, mimo obaw, wierzę w ten projekt, bo kryje sporo możliwości. Tylko głupio tak chodzić ciągle z czymś na głowie, nawet w domu, więc późniejszym, rozsądnym krokiem, wydaje się miniaturyzacja całości. Czeka nas zatem albo gigantyczny sukces, albo jedna z największych porażek technologicznych ever. Trzymam kciuki za pierwszą opcję!
Źródła, foto: techcrunch, theverge, engadget 1, 2, 3, wired, microsoft