Nie jestem wielkim fanem zarówno polityki, jak i urządzeń Apple. OK, te ostatnie cechują się najczęściej jakością wykonania i solidnością, ale w moim odczuciu cena jest mocno przegięta i w dużej mierze – płaci się za logo nadgryzionego jabłka, a nie faktyczne podzespoły. Jakakolwiek jednak nie byłaby moja opinia o firmie z Cupertino, obok dwóch niedawnych informacji nie mogłem przejść obojętnie.
[showads ad=rek2]
Pierwsza z nich, to plany nowej konsoli. Ale zanim ucieszysz się z konkurenta dla Xbox One czy Playstation 4, ostudzę Twój zapał – konkurować to on może, ale raczej z set-top boxami, aniżeli z dużymi odpowiednikami. Tym bardziej, że nieco naciągnąłem termin “konsola”, a tak naprawdę wiadomo, że granie będzie jednym z ważniejszych elementów, w nadchodzącej, nowej wersji Apple TV.
I w tym miejscu rodzą się wątpliwości. Jeśli pamiętasz Ouyę, wiesz zapewne, że jej debiut nie zakończył się sukcesem. Przyznam też, że sam na niego liczyłem, bo w 2013 roku, gry z Androida na ekranie telewizora to mogło być coś. Teraz już wiadomo, że to ciężki kawałek chleba i jeśli Apple nie chce podzielić tego samego losu, musi się zastanowić jak ugryźć temat i czym przyciągnąć nie tylko konsumentów, ale i developerów, którzy regularnie będą dostarczać nowe oprogramowanie.
No i właśnie nie za bardzo widzę tutaj jakikolwiek “killer feature” – coś, co nakręciłoby sprzedaż i sprawiło, że miałbym ochotę z nowego Apple TV skorzystać. OK, ma jedną przewagę – nie jest tylko konsolą do gier, a sprytnym pudełkiem do streamingu. Ale, czy tak naprawdę można tylko na tej podstawie wietrzyć powodzenie?
Widzę jednak światełko w tunelu, jakim są kontrolery ruchowe, które mają się znaleźć właśnie tutaj. Jeśli spojrzymy na historię Nintendo Wii, którego z mniejszym skutkiem próbowały w tej kategorii kopiować zarówno Playstation (PS Move), jak i Xbox (Kinect), zauważymy że nowatorski sposób sterowania pomógł zdeklasować rywali z siódmej generacji o niecałe 20 mln sprzedanych sztuk, a tym samym Nintendo Wii uplasowało się na 5. miejscu, na liście najlepiej sprzedających się konsol, z wynikiem ponad 101 mln kupionych jednostek.
Taki kontroler może się przydać, tym bardziej, że Apple TV to sprzęt oparty na systemie iOS 9, więc produkcje, jakie na nim odpalimy mają rodowód mobilny. Wbrew pozorom, to nie tylko określa sam styl gier, ale również odbiorców docelowych – znacznie bardziej prawdopodobne jest, że przeciętny użytkownik iOS-a zrelaksuje się w komunikacji miejskiej podczas jakiejś niewymagającej, casualowej produkcji, zajmującej maksymalnie 15 minut, aniżeli grając w pozycje hardcore’owe.
Cóż – nie powaliło mnie. Nie uważam od razu, że to zły pomysł, bo sama idea połączenia streamingu z możliwością grania wygląda w porządku, tyle tylko, że nikt na tym poletku większych sukcesów nie osiągnął, a sam Apple też nie wydaje mi się mieć jakiejkolwiek karty przetargowej. A zresztą, co ja tam będę prorokował – dowiemy się, jak to będzie już 9 września.
[showads ad=rek1]
Druga informacja związana jest z rozszerzoną rzeczywistością. Dokładnie tak. Wygląda na to, że nadgryzione jabłko również chce wystartować w tym wyścigu, ale na razie robi to po cichu zaczynając od… “podwędzenia” głównego inżyniera audio, wcześniej dłubiącego przy HoloLens od Microsoftu! Muszę przyznać, że to dosyć ciekawe zagranie, bo każdy chwali się ekranami, minimalnymi opóźnieniami, implementacją ruchów głowy, a tutaj – niby rzecz najmniej istotna, ale to złudne wrażenie. Od perfekcyjnego zlokalizowania dźwięków zależy w dużej mierze całe doświadczenie.
Przyznam, że byłem ciekaw czy, a raczej – kiedy Apple wkroczy na rynek rozszerzonej rzeczywistości i chyba się doczekałem. Brak jednak jakichkolwiek szczegółów – nie wiadomo czy będzie to faktycznie AR, czy VR, a może coś pokroju HoloLens, czyli mieszana rzeczywistość. Mimo to, mam wrażenie, że ten sprzęt może być w jakiejś mierze nowatorski i jestem ciekaw, czym będzie wyróżniał się od innych? Czy tego również dowiemy się 9 września? Chciałbym.
[showads ad=rek3]
Źródło: businessinsider, venturebeat