Już za tydzień na ekranach kin pojawi się nowe dzieło. I to nie byle jakie, bo… polsk –hollywoodzkie! Wprawdzie o Hiszpance słychać niewiele (jakoś nie udało mi się natknąć na wielką ilość billboardów, zapowiedzi czy reklam), ale takie połączenie, jak to tytułowe przykuło moją uwagę. Sami zresztą rzućcie okiem na zwiastun:
Z jednej strony, sceptycznie odnoszę się do tego typu połączeń (sama wizja skojarzyła mi się z kinowym potworkiem sprzed trzech lat o nazwie Abraham Lincoln – Łowca Wampirów), z drugiej – zarówno filmy historyczne, jak i fantastyczne są dość bliskie mojemu sercu.
Czego możemy się spodziewać? Opis dystrybutora filmu wspomina o powrocie do Polski Ignacego Jana Paderewskiego (w którego rolę wcieli się Jan Frycz) – zapowiada to ciekawego aktora w roli tytułowej, czyli połowę sukcesu. Odtwórca głównej roli jest uniwersalny – spotykamy go zarówno w produkcjach historycznych, jak i serialach czy nawet komediach romantycznych. Obstawiam, że i z tą postacią poradzi sobie bez zarzutu, nawet mimo spodziewanego rozczarowania, które towarzyszy mi zawsze, gdy wygląd zewnętrzny bohatera jest niezgodny z moją własną wizją.
Pianista powracający do Polski będzie chroniony przez grupę spirytystów i jasnowidzów przed atakiem mentalnym ze strony doktora Manfreda Abuse, który mimo angielskiego nazwiska (?) jest medium na usługach pruskiego wywiadu. W rolę protagonisty Pendereckiego wcieli się Crispin Glover, rówieśnik Frycza, którego być może widzieliście w takich dziełach, jak Alicja w Krainie Czarów (2010), Powrót do Przyszłości czy Beowulf.
Oprócz postaci, będących osią całej historii, spotkamy w filmie inne, dość archetypicznych bohaterów, jak parę kochanków (w tych rolach Jakub Gierszał i Patrycja Ziółkowska). Gierszał swoją charakteryzacją w tym filmie wydaje mi się niepokojąco podobny do wczesnego DiCaprio (tego z Titanica na przykład). W obsadzie, póki co, widzę dużo plusów, a za reżyserię i scenariusz do filmu odpowiedzialny jest Łukasz Barczyk.
Fakt, że Hollywood zaciekawiło się współpracą przy filmie o Powstaniu Wielkopolskim (które moim zdaniem już od 1918 zasługiwało na ekranizację) stanowiło dla mnie duże, ale i przyjemnie zaskoczenie. Tym większe, że polskie kino historyczne do tej pory kojarzyło się raczej z martyrologią. Przedstawienie tak znaczącego zwycięstwa na ekranach nie tylko krajowych, ale i światowych może polepszyć nasz wizerunek i podnieść morale Polaków.
Być może to okaże się antidotum na rozpamiętywanie historycznych krzywd i ilustracja myśli zawartej w jednej z piosenek Kultu, który już 6 lat temu śpiewał o tym, że To były, słuchaj, czasy właśnie takie/Że z dumą można było być Polakiem. Dlatego mimo kilku wątpliwości z pewnością się na niego wybiorę. Co nie wyklucza się z dużymi oczekiwaniami wobec dzieła. Podejrzewam, że na skali filmowej uplasuje się na przeciwnym biegunie, co Abraham Lincoln i odczaruje mi filmy, łączące historię z fikcją.
PS.
mam tylko cichą nadzieję, że Hollywoodzcy mistrzowie efektów specjalnych nie przesadzą z upiększaniem samego Powstania…