Możliwe, że wreszcie czeka nas przełom jeśli chodzi o aktualizacje systemu Android udostępniane przez poszczególnych producentów. Wg informacji, do których dotarł serwis Mobile Bloom, wynika że Google wysłał do czołowych dostawców sprzętu mobilnego wiadomość, w której zagroził, że jeśli ci nie zaczną wyposażać swoich nowych urządzeń w aktualną wersję systemu, to nie będzie akceptował starszych wydań Androida na ich smartfonach. Czy to oznacza przełom związany z fragmentacją?
Nie wiem, na ile groźby Google są poważne, ale gigant wyszukiwania może sobie na nie pozwolić. W końcu 79 proc. urządzeń mobilnych aktywowanych na świecie w roku ubiegłym posiadało na pokładzie Androida. Poza tym sieć usług, aplikacji i powiązanych rozwiązań jest tak duża, że producentom trudno byłoby szukać dla siebie teraz alternatyw, chociaż te przecież istnieją…
Jednak wiemy, że nie tylko dostawcy smartfonów i tabletów są odpowiedzialni za zwłokę w aktualizowaniu swoich słuchawek o nowsze wersje Androida. Cały proces jest dość skomplikowany, każdy operator potrzebuje innej modyfikacji, a dodatkowo mamy tak wiele różnych urządzeń, z tyloma różnicami wynikającymi z regionalizacji, że właściwie każdy model skazany jest na przygotowanie osobnej aktualizacji, którą i tak w efekcie końcowym Google musi zaakceptować, a zgłoszone przez niego poprawki, muszą przez producentów zostać wprowadzone.
W każdym razie notatkę ze swoim stanowiskiem miał wysłać producentom takim, jak HTC, Sony, Samsung czy LG zespół odpowiedzialny za system Android w Google. Wynika z niej, że począwszy od lutego 2014 roku, twórca zielonego robota nie będzie akceptował instalacji dla nowych urządzeń ze starymi edycjami systemu. Ponadto wsparcie dla starych wersji ma być maksymalnie 9-miesięczne od chwili wydania nowej edycji Androida, a po tym okresie użytkownicy nieuaktualnionych urządzeń, którzy nie otrzymają od giganta z Mountain View usługi Google Mobile Services (GMS) mogą stracić dostęp do niektórych kluczowych usług Google, jak Mapy czy nawet Sklep Play!
Posunięcie Google może być sprytnym krokiem. Nie jest to wprawdzie oficjalne stanowisko, mówimy cały czas o przecieku, ale może to być też próba zduszenia w zarodku dziś potencjalnie niegroźnej konkurencji. Tizen czy Firefox OS nie mają póki co szans na debiut na smartfonach premium. Wątpię, by nawet ktoś był nimi zainteresowany w urządzeniach ze średniej półki. Za to tanie słuchawki są idealnym polem, do testowania możliwości alternatyw, które również mogą znaleźć się na rynkach wschodzących. KitKat z założenia ma pracować na słabszych smartfonach, co nie tylko jest dla mnie dowodem na poprawę fragmentacji, ale i skutecznym bronieniem się przed pozornie nierokującymi rozwiązaniami, które mogą z czasem wywrócić branżę do góry nogami.
Teraz musimy poczekać na reakcje producentów. Jeśli rzeczywiście otrzymali taką notatkę, to znaczy, że oprócz smartfonów z KitKatem powinniśmy dostawać teraz także wszystkie słuchawki z Androidem Jelly Bean.
Ale ciężko nie zrozumieć w tej sytuacji również twórców sprzętu, którzy chcąc wyróżniać się z każdym nowym modelem smartfona sięgają po różne chwyty. Jednym z nich jest promowanie gł. flagowych urządzeń nie tylko nowym designem, hardware’m, wydajnością i funkcjami, ale też najświeższą wersją Androida. Z biznesowego punktu widzenia zrozumiałe, ale z pozycji użytkownika końcowego, który kupuje już swój wybrany model totalna porażka, nawet jeśli jego gadżet jest ze średniej lub najniższej półki. Dziś nie tylko nie może za bardzo liczyć na nową edycję systemu, ale musi całkowicie zapomnieć o jakiejkolwiek aktualizacji. Pół biedy, kiedy każdy korzysta z jednego urządzenia. Ale jak ma się dwa lub trzy i wszystkie z inną wersją systemu, to może być to już kłopotliwe. Mam nadzieję, że teraz to się zmieni.
Źródło, foto: t3, mobilebloom