Nie pomnę już, od jak dawna na ten temat krążyły plotki. Ale dopiero dziś oficjalnie wyszukiwarkowy gigant kładzie im kres. Po raz pierwszy w swojej historii Google otwiera własny oficjalny stacjonarny sklep, w którym kupicie Nexusy smartfony, Nexusy tablety, Chromecasty, Chromebooki, Chromeboxy i Chromebase! Ech, marzę o takim miejscu w Polsce!
Ciekawe, że Google zdecydował się na otwarcie swojego pierwszego brandstore w Wielkiej Brytanii, w Londynie, skoro widziałbym go przede wszystkim w pierwszej kolejności w Stanach Zjednoczonych, najlepiej vis a vis sklepu Apple ;). No dobrze, może nie aż tak perwersyjnie, ale myślę, że rozumiecie o co mi chodzi. Przy okazji jednak zastanawiam się, po co Google tak silne wejście do świata rzeczywistego, realnego? Przecież tożsamością tej firmy jest przede wszystkim Internet i sieć usług internetowych.
Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że chodzi o wizerunek – to po pierwsze – oraz o – to po drugie – by spróbować powalczyć ze wspomnianym jabłkiem. I przyznam, że i w jednym, jak i drugim przypadku przed Google ciężkie zadanie. O ile sklep jest sklepem i obraz kultowego miejsca można wytworzyć dość szybko, to jeszcze trzeba solidnie zapracować na to, aby ten kult utrzymać. Wiem, o czym piszę. Będąc w zeszłym tygodniu w Barcelonie, odwiedziłem Apple Store na Passeig de Gràcia, w zwykły szary dzień (chyba to była środa), a miejsce to na wszystkich trzech, wielkich poziomach dosłownie tętniło życiem, a Hiszpanie stali w kolejkach do obsługi sprzętu.
Przed Google zatem duże wyzwanie, tym bardziej, że jego brandstore otwarty został w ramach innego sklepu z elektroniką Currys PC World. Jestem pewien, że za sukces odpowiedzialna jest w 3/4 młoda, dynamiczna, uśmiechnięta (pomimo późnej pory) obsługa, gotowa do wszelkiej pomocy i współpracy, a także świetna, ekspozycja połączona z doskonałym miejscem, gdzie fizycznie znajduje się sklep. Google trochę kryje się więc za plecami kogo innego punktu sprzedaży, co może zdradzać też odmienną od Apple strategię.
Ale sklep nim stanie się kultowy, to musi przy okazji zacząć na siebie zarabiać. Google stać, żeby wizerunkowo nawet dokładać do interesu i udawać, że wszystko idzie, jak po maśle, ale to właśnie sprzedaż jest kluczowym punktem programu. Jeśli kasa zgadzać się nie będzie, prędzej czy później, cały ten emejzing szlag trafi.
Osobiście lubię tego typu sklepy, ale w zderzeniu z tym, co ma do zaoferowania Zachód, polskie brandstore’y wypadają blado. Nie do przecenienia jednak jest fachowa obsługa, która potrafi świetnie doradzić, kiedy rzeczywiście tego potrzebujemy oraz służy pomocą w sytuacjach kryzysowych. Wielu dojrzałych nabywców, zarówno w Polskich reselerach Apple, czy bandsotre’ach Samsunga z równą uwagą słuchają młodej obsługi, która reprezentuje markę pełną gębą, chociaż nie wszyscy sprzedawcy/doradcy klienta potrafią zabłysnąć wiedzą…
Bardzo cieszyłbym się, gdybym taki sklep mógł zastać w Poznaniu. Google ma ponoć w planach otwieranie kolejnych brandstorów, zatem wkrótce jeszcze kilka stanie w największych i najważniejszych miastach Europy. Mam nadzieję, że nad Wisłę/Wartę również szybko zawitają :).
Źródło, foto: mashable