O Google Plus mówi się często, że to miasto duchów. Największy konkurent Facebooka, to rzeczywiście dziwne – jeszcze póki co – zjawisko wśród portali społecznościowych, ale moim zdaniem platforma mająca przed sobą ogromną perspektywę. Do tego tekstu przymierzałem się od kilku tygodni, bowiem dostrzegam na niej coraz więcej drobnych, kosmetycznych zmian, które w mojej opinii dobrze wpływają na ogólną przyjemność z korzystania z usługi. I są to rzeczywiście dosłownie niuanse.
Największą zmianą jest oczywiście nowy strumień, który zdecydowanie różni się od tradycyjnej tablicy i mi osobiście podoba się dużo bardziej, gdyż wszystkie informacje wyświetlane są w trzech kolumnach. Niektóre prostokąty z wpisami są większe i zajmują miejsce całej szerokości strumienia, inne są wielkości dwóch kolumn. Tak, jak wcześniej miałem wrażenie, że ściana jest mało aktywna, tak teraz dostrzegam więcej publikacji wśród swojej społeczności, co wzmaga wrażenie dynamizmu. Oczywiście informacji czasem jest tak wiele w tych trzech kolumnach, że niektóre rzeczy mi umykają, ale zdecydowanie bardziej podoba mi się obecny układ.
Druga rzecz, to automatycznie wysuwany z lewego boku pasek z menu oraz w prawym pokazujący Hangouty. Tych, z którymi chcę mieć kontakt mam zawsze pod ręką, a niepotrzebne menu nie zabiera mi miejsca na stronie, kiedy przeglądam strumień. Trzeci plus dla Google za pomysł ze zdjęciami w tle, które w dużych rozdzielczościach wyglądają pięknie, a świetny panel edycji zdjęć pozwala obrabiać je na zupełnie innym poziomie niż ma to miejsce na Facebooku, który może się ze swoim edytorem zwyczajnie schować.
Bardzo cenię sobie możliwość edycji wpisów już opublikowanych w G+. Sporo z nich powstaje u mnie w biegu, a że jestem z wykształcenia polonistą, to bardzo nie lubię, kiedy wdzierają się jakieś literówki lub inne błędy wynikające chociażby z pośpiesznego pisania na ekranie smartfona, których nie zawsze da się uniknąć. Jeszcze bardziej podoba mi się, że można edytując wpis dodać „ręcznie” link, gdyby automatycznie się nie zaczytał do podglądu, co zawsze graficznie wygląda dużo ciekawiej. W takich sytuacjach na FB muszę korzystać z Debuggera.
Google dba, żeby wiele usprawnień działało również w aplikacji mobilnej. Dodanie linku z tego poziomu, tak żeby wyświetlał się pod wpisem jego podgląd, to także dzięki powyższej funkcji kaszka z mleczkiem. Ze smartfonu w dedykowanej aplikacji Facebooka już tego nie zrobimy, co mnie strasznie irytuje. Usprawnień jest zresztą więcej, np. zarządzanie z jednej aplikacji mobilnej także stronami oraz funkcja przeciągnięcia palcem powoduje odświeżenie strumienia.
Dzisiaj zauważyłem, że pojawiła się nowa opcja w przeglądarce, a mianowicie możliwość tłumaczenia wpisów napisanych w innym języku przez Google Translate. Funkcja działa również w komentarzach, a zdarza się przecież, że nasi znajomi przyjaźnią się z osobami z innych krajów, a te niejednokrotnie komentują wpisy w swoim języku. Jeśli z angielskim nie ma właściwie nikt z nas problemów, o tyle z innymi językami już niekoniecznie. Mała rzecz, a cieszy. Ponadto pojawiają się również mniejsze poprawki, jak przeniesienie przycisku od zarządzania stroną na górną belkę w podglądzie stron, czy wygładzenie (jest bardziej obła) i pomniejszenie ikonki z powiadomieniami o aktywności związanej z naszymi wpisami czy komentarzami w G+.
Pewnie tych zmian jest więcej, ale zebrałem tutaj te, które zauważyłem ostatnio w codziennym użytkowaniu G+ i znacząco wpłynęły u mnie na komfort pracy.