Czy z Chromebookami można odnosić sukcesy edukacyjne? Google przekonuje, że tak i nie ma w tym względzie kompleków. Wg giganta technologicznego, na sprofilowanym rynku usług edukacyjnych, to jego komputery pracujące pod kontrolą Chrome OS zaczynają się coraz poważniej rozpychać! Jeśli w ciągu całego zeszłego roku sprzedano ich nieco ponad 2 mln w ogóle (wg ABI Research i NPD), tak tylko w ostatnim kwartale do samych szkół i uczelni – wg Google – rozeszło się 1 mln tych urządzeń! To genialny wynik!
Żeby to zrozumieć potrzeba tylko minimum wyobraźni. Na całym świecie przekazano do sprzedaży w analogicznym okresie 76 mln komputerów (wg Gartnera), zatem 1 mln tylko Chromebooków i do tego wyłącznie na rynku edukacyjnym, to dowód nie tylko na popularność platformy stworzonej przez Google, ale też na siłę dobrze przygotowanej i sprofilowanej niszy.
Bo czy komukolwiek z Was przychodziło jeszcze 2-3 lata temu do głowy, że tani, teoretycznie średnio wydajny notebook oparty na systemie, którego interfejs stanowi okno przeglądarki osiągnie tak wielki sukces i będą go mieć w swoim portfolio wszyscy liczący się producenci? No właśnie… Był czas, że przecież netbooki, które szturmem zdobyły rynek zaczęły nagle go tracić na rzecz wydajniejszych rozwiązań. Chromebooki je jednak reanimowały.
Zauważcie również, że ich przewaga nad klasycznymi notebookami jest w pewnym sensie zasługą samego twórcy Windowsa. Bo to argumentacja Microsoftu cały czas bije pianę na zasadzie, czego nie da się z Chromebookami zrobić, bo są takie nieporadne. Ale zapominają, że to nie o to chodzi! Bo najważniejsze w tej całej zabawie jest to, co jednak z nimi zrobić można!
Nawet teraz, jeśli rzucicie okiem na stronę Microsoftu, to przeczytacie że nie można na nich pracować offline tak, jak na tradycyjnych komputerach. Tyle tylko, że kto dzisiaj pracuje bez łączności z siecią?! Twórca Windowsa wciąż nie rozumie, że jego myślenie cały czas tkwi w pierwszej dekadzie roku 2000. A my dzisiaj nie mamy do czynienia z milenijną bombą, tylko z całkowitym wyzwoleniem usług, do których nieskrępowany i darmowy dostęp dają otwarte platformy takie, jak Chrome OS, a rynek PC wreszcie zaczyna się profesjonalizować – i to dopiero u swego schyłku.
Tak, to prawda – graficy dzisiaj jeszcze nie zrobią użytku z Chromebooków czy Chromeboxów, i pod tym względem nie da się zwykłych komputerów zastąpić tymi z Chrome OS. Ale to tylko kwestia czasu, co fenomen ich popularności tylko dobrze pokazuje. Niebawem to Adobe będzie zależało, żeby tworzyć Photoshopa dla notebooków od Google, bo tutaj idą klienci, a bez nich nawet najlepszy program graficzny nie zarobi na utrzymanie.
Ta wizja wcale nie jest odległa – Chromebooki dedykowane są też biznesowi, małym i średnim przedsiębiorstwo, a także urzędom. W tym sensie stanowią poważne zagrożenie także dla profesjonalizacji rynku PC. Oczywiście, że proces ten nie będzie nagły i globalny. Wpierw Chromebooki musiałyby trafić do wszystkich krajów świata i dobrze się tam przyjąć. Póki co pole manewru jest dość ograniczone, wciąż przecież czekamy na ich debiut w Polsce. Ale nie zmienia to faktu, że doskonale odpowiadają na potrzeby współczesnego, zsieciowanego świata, w którym wymiana danych nigdy nie była tak prosta i szybka. I zależna od tak niewielkiej infrastruktury, a w przypadku Chromebooków dodatkowo taniej.
Źródło, foto: techcrunch, gartner, ibitimes, googleenterprise