Google wymyślił wbrew pozorom świetny koncept, który właśnie opatentował. Chodzi o możliwość dowozu klienta do sklepu detalicznego, w celu dokonania zakupu wybranego przez siebie produktu. Ma to być proste, szybkie i sprowadzone do kliknięcia w jeden przycisk: Zabierz mnie tam. Ale patent ten ma podwójne dno – oczywiście w pierwszej kolejności zyska klient, później sprzedawca, ale chytrze również Google. Mimo, że pomysł wydaje się wciąż bardzo daleki od rzeczywistości, to jestem pewien, że ożywi wyobraźnię reklamodawców, bo o nich właśnie też tutaj chodzi.
Cały proces ma się odbywać oczywiście on-line. Widzicie reklamę jakiegoś produktu, która oferuje przy jego zakupie usługę darmowego dowozu klienta do sklepu detalicznego. System, który wymyślił Google zakłada, że w czasie rzeczywistym na podstawie Waszej lokalizacji, obliczy koszty związane z dojazdem i proporcjonalnie pokaże, jak to się ma do ceny rzeczy, po którą chcecie się wybrać. Oczywiście w grę pewnie wejdą jeszcze inne czynniki, jak czas spędzony za kółkiem własnego samochodu (lub w środkach komunikacji miejskiej) oraz koszty paliwa, na których właśnie da się zaoszczędzić.
Kto za to zapłaci? Oczywiście sklep, który zainwestuje w taką reklamę. Kto dostarczy Was na miejsce? I tu już robi się ciekawie – skoro to patent wyszukiwarkowego giganta, który usilnie testuje autonomiczne samochody, a w drugiej połowie zeszłego roku nawet pojawiły się plotki o robo-taxi, które miałyby świadczyć usługi transportu na żądanie, to teraz powoli wyjaśnia się w jakim celu… I nie będzie to bynajmniej zamach na taksówkarzy.
OK – w pewnym sensie wydaje się to trochę nietrafionym pomysłem. W sumie zastanawiam się, jak dużą oszczędność musiałby mi zaproponować dany sklep za zakup jakiegoś produktu, żebym chciał się do niego wybrać korzystając z tego rozwiązania? Przecież cała idea zakupów w sieci polega właśnie na tym, że klikam, płacę i góra za 3 dni mam towar w domu. Jeśli ma to być skierowane do naprawdę niecierpliwych osób, to rozumiem, tylko ilu takich klientów jest? No właśnie, jest jeszcze druga opcja, która bardziej mnie przekonuje, a którą Google w swoim patencie też opisuje – usługi.
Przecież nie zawsze musimy kupować produkty. W tego typu ofertach mogą brać udział np. sieci restauracji, kin itp., które za skorzystanie z promocji wydadzą nam kupony rabatowe lub zaoferują tańszy obiad, a żebyśmy nie musieli biegać po – dajmy na to – zimnych ulicach w czasie zimy, to podeśleą po nas bezpłatny transport. Tutaj osobne pytanie trzeba postawić o to, jaki on będzie? Czy pojedziemy autonomicznym samochodem od Google (np. Robo-Taxi), czy powstanie sieć firm, które na licencji firmy z Mountain View będą świadczyć usługi dowozu? Bliższe realizacji na masową skalę (jeśli już) jest mi to drugie rozwiązanie, bo przed upowszechnieniem się autonomicznych samochodów jeszcze długa droga. Ale mimo wszystko przyznam, że do restauracji w taki sposób chętnie bym się wybrał ;)
To co, wsiadacie?
Źródło, foto: the verge, google patents