Paskudne bohomazy, czy pseudograffiti na ścianach – to już powoli odchodzi do lamusa. Google pokaże Wam dużo ładniejsze oblicze ulic i to z całego świata! I to już niebawem, ponieważ szykuje się druga edycja projektu Google Street Art Project, o którym pierwszy raz mieliśmy okazję usłyszeć 4 lata temu. Od 2011 roku kompania nawiązała współpracę z 17 muzeami i 150 instytucjami kulturalnymi z całego świata, a w czerwcu ubiegłego roku Google powiększył swoją kolekcję sztuki ulicznej o 5 tysięcy fotografii.
Startująca w tym roku edycja rozpocznie się z dużo większym rozmachem – Google obiecuje podwoić kolekcję obrazów, którą obecnie prezentuje, z 5 do 10 tysięcy, i teraz współpracuje z 80 organizacjami z aż 34 państw świata. Główną misją projektu będzie uwiecznienie murali i wszelkiej sztuki ulicznej dla potomnych tak, aby nawet ulegając fizycznemu zniszczeniu, były możliwe do odtworzenia cyfrowo. Dzięki temu rozwiązaniu możemy podziwiać prace wykonane z najróżniejszych tworzyw, w najróżniejszych formach.
To jednak nie koniec nowości, ponieważ zmieni się tez sposób samego „zwiedzania” ulic i ich sztuki w aplikacji Google Maps. Od teraz oprócz przekazu wizualnego będziemy mogli także posłuchać historii, kryjących się za danymi miejscami, jak Indian Alley w Los Angeles lub East Side Gallery w Berlinie i dowiemy się, jak toczyły się losy sztuki ulicznej na przestrzeni wieków.
Wszystkie obrazy są teraz dostępne na Project Chrome Google Art, Chromecast, Android Wear i urządzenia mobilne. Rozwijający się projekt giganta z Mountain View oferuje nowy sposób odkrywania i pozyskiwania informacji o sztuce, dzięki czemu fotografie obrazów będą mogły „przeżyć” same oryginały i będą przedstawiane przy pomocy nowych środków, niekiedy nawet w dużo ciekawszej formie.
Pewnego rodzaju nowinką jest też animowane graffiti, tak zwane GIF-iti, czyli… żyjące murale, czyli takie, do których po sfotografowaniu pewnego etapu pracy domalowywany jest dalszy ciąg, ponownie fotografowany… i tak w kółko.
Pomysł Google na zbliżenie nas do sztuki nawet, jeśli ona nas nie otacza bezpośrednio, uważam za genialny, podobnie jak dodanie do niej własnej historii. Projekt na pewno znajdzie wielu zwolenników, wśród nich i mnie. Choć nie ukrywam, że jeszcze bardziej cieszyłoby mnie, gdyby to na naszym poletku pojawiło się coś więcej niż zabytkowe komunistyczne murale czy okazjonalne wykwity inwencji twórczej prawdziwych lub aspirujących artystów, ale i na prawdziwą sztukę w przestrzeni publicznej może czyhać sporo niebezpieczeństw, jak pokazał przykład sprzed kilku dni z warszawskiej Pragi [KLIK] . I mimo, że to przykre wydarzenie dotyczyło wydrukowanych obrazów, uświadamia mi, jak bardzo podobne akcje mogą okazać się przydatne w przypadku oryginalnych dzieł.