Panie i Panowie, oto nadchodzi Android totalny, czyli nowa odsłona systemu z zielonym robotem, który wchodzi w jedną ze swoich najbardziej ciekawych, ale też zaawansowanych odsłon. Google idzie zupełnie w innym kierunku niż konkurencja, unifikuje swoje rozwiązania, proponuje nowy wygląd, otwiera się na jeszcze więcej koncepcji developerskich, które w Android L definiuje aż 5 tys. nowych reguł programistycznych (API).
Najświeższy system jest pisany pod dyktando wielu platform, po to by być obecnym na smartfonach, tabletach oraz klasycznych komputerach. W tym ostatnim przypadku od razu wiadomo, że chodzi o Chromebooki! Dostaniemy zatem jedną spójną wizję – jak to określił Matias Duarte, czyli Vice Prezes ds. Designu w Google – jednego rozwiązania dla wielu typów urządzeń.
Dlatego zmieni się przede wszystkim sposób funkcjonowania Androida oraz jego wygląd. Nowy język stosowanego wzornictwa nosi nazwę Material Design, którego fundamentem jest głębia i przestrzenność nachodzących na siebie materiałów, przez co będziemy mieli do czynienia z widokiem imitującym 3D. Inspirację projektanci Google tym razem czerpali z atramentu i papieru. Nie chodzi więc o to, aby interfejs był ciemny i dość jałowy, jak w obecnych odsłonach systemu, ani też tak pokolorowany, jak w nowych wersjach iOS, ale żeby jego wygląd opierał się na jasnych kolorach, prostych liniach oraz zaokrągleniach tam, gdzie są konieczne oraz oddzielał od siebie poszczególne elementy aplikacji i tła.
Efekty przejść będą dynamiczne, ale nie agresywne, jest wiele ciekawych animacji, poszczególne sekcje, z których korzystamy się rozciągają lub rozszerzają, a czcionka Roboto została zoptymalizowana do wyświetlania na każdym ekranie, czyli od smartwatcha, poprzez smartfony i tablety, a skończywszy na notebookach. Bosko! Ale to nie koniec. Przebudowane zostały też najważniejsze aplikacje Google. Najlepiej zobrazuje to poniższe wideo:
I tak Gmail zyskuje zupełnie nowy wygląd. Osoby, z którymi korespondujemy wyświetlają się po wysunięciu paska z boku ekranu, a ich zdjęcia z kwadratowych ramek wskoczyły w okrągłe. Jest też więcej przestrzeni i oddechu pomiędzy wiadomościami oraz ich listą w aplikacji.
Pod tym kątem przedefiniowano zupełnie system powiadomień. W Androidzie L będzie on bardziej posegmentowany. Ponadto pojawia się nowa forma powiadomień wyskakujących, jako Pop-Up łatwych do zamknięcia. System wnosi też nowe funkcje do działania telefonu, np. zamiast PIN-u wystarczy zdefiniować swój głos lub zaufaną lokalizację i odblokowywać dostęp do smartfona po ponownym uruchomieniu właśnie w ten sposób.
Zmiany pojawiły się też w menu ostatnio używanych aplikacji. Będzie można je rolować, w nieco podobny sposób, jak na kołonotatniku. System i aplikacje mają też pracować szybciej, bowiem wyparty zostanie Runtime (czas wykonywania) Dalvik i na stałe zastąpiony przez ART (gdyby ktoś nie wiedział w KitKacie można się ręcznie na ART przestawić), który jest w pełni kompatybilny z architekturą 64-bitową i lepiej zarządza pamięcią RAM.
Oprócz tego wdrażany jest tzw. Project Volta, który ma pomóc w sprawniejszym zarządzaniu czasem pracy na baterii urządzeń mobilnych. Z grubsza to wszystko. Więcej będzie pewnie można powiedzieć po pierwszych instalacjach systemu, które na Nexusa 7 oraz Nexusa 5 mają pojawić się 26 czerwca.
Trudno się nie zachwycić podejściem Google. Aż się cieszę, że jestem właścicielem nowego Nexusa i też będę miał możliwość sprawdzenia Androida L w akcji. Podoba mi się też dość twórczy i koncepcyjny pomysł na rozwijanie swoich usług. Unifikacja systemu, przebudowanie jego wyglądu, lepsza optymalizacja pod możliwości baterii – to wszystko sprawia, że platforma od Google znacznie bardziej mnie dziś do siebie przekonuje niż konkurencyjne rozwiązania! Oby tak dalej!