Pojęcie Internet of things nie jest jeszcze takie stare. Wymyślone, trochę ponad 15 lat temu, oznacza gromadzenie, przetwarzanie lub wymienianie danych przez urządzenia i przedmioty, za pomocą sieci komputerowej. Stąd mamy wszystkie inteligentne żarówki, sterowanie poszczególnymi aspektami mieszkania za pomocą smartfona itd.
Tym razem Google zaprezentował Brillo, czyli system operacyjny, który ma zarządzać inteligentnym domem. Wspiera chociażby WiFi czy Bluetooth. Póki co, brzmi to nieco enigmatycznie, choć można sobie co prawda wyobrazić ogólne funkcjonowanie. W każdym razie – prezentacji deweloperskiej możemy spodziewać się w trzecim kwartale tego roku.
Urządzenia, zarówno ubieralne, jak i gospodarstwa domowego, będą się komunikować za pomocą interfejsu Weave. Jest to multiplatformowy język, dzięki któremu sprzęty pod kontrolą Brillo, będą mogły się ze sobą komunikować. Takie atrakcje nieco później, bo w Q4. Muszę przyznać, że brzmi to ciekawie, ale również nieco niepokojąco.
Mimo wszystko – nie chciałbym chyba, żeby wszystkie aspekty mojego domu były kontrolowane przez sztuczną inteligencję. Jasne – fajnie jest włączyć żarówkę ze smartfona, czy zmienić temperaturę w lodówce, ale nie chciałbym windowsowego odpowiednika Blue Screen. Wyobrażacie sobie, że nagle cały dom się Wam “zawiesza” i nawet nie wyjdziecie z niego bez resetu? Owszem, wybiegam nieco w niezbyt optymistyczną przyszłość, więc żeby nieco załagodzić, dodam, że projekt jak najbardziej mi się podoba i choć przyczyni się do jeszcze większego rozleniwienia, na pewno zakończy odwieczne spory pt. “gasisz światło” oraz “zamknij drzwi na noc”. No bo czy nie przyjemnie jest to wszystko zrobić już z łóżeczka pod kołderką? Pewnie przyjdzie mi na to zaczekać jeszcze kilka lat, ale jakoś wytrzymam i podejdę póki co do tego włącznika…
Źródło, foto: theverge