To nie pierwszy krok giganta wyszukiwania w tym kierunku, ale konsekwentnie Google próbuje stworzyć swoją siatkę medialną, która będzie mogła korzystać z jego zasobów, dostępnych zresztą powszechnie, ale tylko przez specjalistów analizowanych wg określonego klucza, jak np. Trends. I właśnie w tym duchu – aby służyć wsparciem i pomocą mediom – powstała właśnie cyfrowa inicjatywa o nazwie Google News Lab. Jej celem jest pokazanie, jak można korzystać z Trendów, YouTube, Map, Consumer Surveys, Alerts, Public Data Explorer etc. w celu przetwarzania i tworzenia treści na potrzeby redakcji, w których się pracuje. News Labs to też współpraca z konkretnymi dostawcami informacji, jak i organizacjami media reprezentującymi i wspierającymi.
[showads ad=rek3]
Oczywiście nie ma w tym nic z zamachu na wolność słowa, bo domyślam się, że przewrotnie można odebrać tytuł tego wpisu, chociaż tam, gdzie jest jeden gigant trzymający rękę na wszystkim, zawsze może istnieć ryzyko nadużyć. Niemniej Google ma wpisaną w swoją misję jak najlepsze docieranie i przekazywanie informacji, zatem traktuję News Lab, jako naturalny krok, który musiał nastąpić, a przyspieszać pracę nad nim mogły tym bardziej, że chociażby Europa pokazała w ostatnim czasie, że jeśli tylko będzie to możliwe, to mocno przytrze Google nosa. Efekt? Szereg działań właśnie na naszym Kontynencie.
Widać po News Lab, że gigant wyszukiwania nie jest uczniakiem i to, co w tej chwili pod jego skrzydłami zaczyna się rozwijać, to prawdziwa machina. Po pierwsze Google chce działać z organizacjami takimi, jak np. Europejskie Centrum Dziennikarstwa, które organizuje razem z nim szczyty News Impact Summit nakierowane na sposoby i formy przetwarzania i przekazywania wydarzeń oraz tego, jak to robić i w jaki sposób opowiadać konkretne historie. Co roku impreza gości w innej stolicy. Dlaczego o tym piszę? Bo jeszcze w tym roku takie przedsięwzięcie będzie miało miejsce w Warszawie.
[showads ad=rek2]
Co dalej? Google Journalism Fellowship, czyli Dziennikarska Drużyna Google będąca rodzajem stypendium, które udzielane jest przez korporację młodym, ambitnym studentom, którzy uczą się na amerykańskich uczelniach, i którzy studiują kierunki związane z dziennikarstwem oraz kierunkami pokrewnymi, a które mogą przydać się przy tworzeniu modeli biznesowych oraz technologii dla przyszłych reporterów. Wg firmy z Mountain View liczy się jakość dostarczanych treści poukrywanych za niebieskimi linkami i właśnie program Dziennikarskiej Drużyny jest za to odpowiedzialny. Program ma zadebiutować po raz pierwszy poza USA w tym roku i trafi do Wielkiej Brytanii.
Wiem, jak to brzmi – skoro prywatna korporacja wspiera, czyli inaczej sponsoruje przyszłych twórców treści (a więc dziennikarzy i reporterów), to musi mieć na nich jakiś wpływ – chociażby pośredni. Przynajmniej uniknie miażdżącej krytyki w ich oczach. Sterowanie mediami przez sponsoring? Może to za mocne zdanie, ale trudno się uwolnić od takiej myśli, albo to ja zbyt po polsku się nad tym zastanawiam?
[showads ad=rek1]
Bo z drugiej strony, kiedy pomyślę np. o rzeszach blogerów i blogerek, którzy mogliby dzięki konkretnemu finansowemu wsparciu Google zaistnieć w sieci, jako prężnie działające medium, to już nie uważam tak jednoznacznie, aby był to zły pomysł. Wszyscy startupowcy potrzebują swoich mecensasów, którzy sypną gotówką. Gdyby ich nie było, trudno komukolwiek byłoby odnieść sukces na zasadzie z garażu na salony. Ale znowuż z trzeciej strony – praca z informacją docierającą do milionów ludzi, to już nie przelewki i nie da się tak łatwo przejść nad tym do porządku dziennego. Jakieś ale zawsze będzie z tyłu głowy.
Inną inicjatywą kiełkującą w ramach Google News Lab jest TechRaking, czyli cykl konferencji poświęconych wyzwaniom, które stoją przed współczesnymi mediami, w tym głównie dziennikarzami. Przykład? Otóż, jak wykorzystywać w swojej pracy najnowsze zdobycze technologiczne – w tym drony czy roboty? Abstrakcja? Wyobraźcie sobie, jakie znaczenie może to mieć dla dziennikarstwa śledczego! Kolejny przykład? Wszelkie konflikty zbrojne, które uniemożliwiają podejście reporterowi bliżej punktu zapalnego, gdzie toczą się walki. Inna sprawa, że z czasem wysłanie drona może być znacznie tańsze i bezpieczniejsze, niż posyłanie dziennikarza. Nawet nasze polskie zamieszki przy okazji Marszu Niepodległości można wtedy filmować dronem i mieć najlepsze materiały bez narażania ludzi na opłakane w skutkach komplikacje zdrowotne lub zniszczenie sprzętu. Google przy okazji organizowania tych paneli współpracuje z dużymi mediami, jak The Guardian czy BBC, zatem nie działa samorodnie, szuka wsparcia ekspertów.
Tak naprawdę amerykański gigant buduje całkiem obiecujący organizm, który wspiera mediowe startupy, konkursy, studentów, szuka wspólnego języka do współpracy z dużymi graczami medialnymi na świecie, usiłuje kryzować informatykę z dziennikarstwem. Wszystko w imię lepszego zarządzania informacją i przygotowywania starych mediów na przyjęcie nowoczesnych standardów, którym póki co próbują się opierać. Tak przynajmniej ja to widzę. Kontrowersyjne to wszystko? Pewnie po trochu tak, aczkolwiek trudno udawać zaskoczenie przy tego typu inicjatywie.
Źródło, foto: google