Bardzo się cieszę, że Google Glass znowu wychodzą z piwnicy. I zastanawiam się przy okazji, czy tak właśnie nie powinno być od samego początku? Co mam na myśli? Otóż Glassy należało skierować nie na rynek konsumencki, który do nich nie dojrzał, tylko dedykowany biznesowi, szczególnie temu z inżynieryjnym zacięciem. Oczywiście dzisiaj mogę sobie gdybać, ale kiedy teraz patrzę na ten projekt, to wyraźniej dociera do mnie, że będzie mu łatwiej przeniknąć do szerokiej rzeczy odbiorców detalicznych właśnie z tej drugiej strony.
[showads ad=rek3]
To, co do tej pory skutecznie hamowało prace nad Glass, to gigantyczny opór społeczny. Rozdmuchano do granic nieskończoności kłopoty związane z naruszaniem prawa do prywatności, rejestrowania, nagrywania i przetwarzania okoliczności, których druga strona życzyć sobie nie chce. Tak naprawdę do nikogo nie docierało, że okulary mają za słabą baterię, aby nie wiadomo ile tego materiału zebrać, a każde nagrywanie uruchamia diodę informującą, że taki proces nastąpił.
Poza tym – pomyśl o Sowie i Przyjaciołach oraz nagranych polskich politykach. Czy kelnerzy posługiwali się nie wiadomo jakim sprzętem? Już sam ten fakt obnaża zbyt przekombinowane mity na temat inteligentnych okularów Google. Gigant oczywiście – wg doniesień WSJ – nie rezygnuje z rynku konsumenckiego, ale ponowny debiut Glass odłożył na nim co najmniej o rok, a teraz chce uderzyć ze swoimi szkłami do wyspecjalizowanych branż, gdzie te mogą rozwinąć skrzydła.
[showads ad=rek1]
Nietrudno wyobrazić mi sobie liczne zastosowania takich okularów. Z różnych źródeł wiadomo też, że nowe Glassy mają mieć nieco inne wykonanie oraz trochę inaczej wyglądać, aby dysponować lepszą baterią etc. Osobiście – nie mam nic przeciwko. Zawsze byłem i wciąż jestem wielkim fanem Glass, i gdyby nie ich zaporowa cena z pewnością miałbym już swój egzemplarz. Trzymam więc kciuki Google! To zbyt fajny projekt, aby go likwidować z powodu rozdmuchanych wymysłów inwigilacyjnych. Lepiej niech ci wszyscy przeciwnicy sprawdzą, ile udostępniają prywatności Facebookowi – wtedy pogadamy.
Źródło: theguardian, the verge