O tym, że gry to prężnie rozwijający się biznes, z wielkimi pieniędzmi w tle (niektóre z nich mają budżet większy, niż hollywoodzkie filmy) mam nadzieję, że nie muszę nikogo przekonywać. To już dawno nie jest zabawa dla nastolatków, z której się wyrasta. Przeciętny wiek gracza wg rozmaitych badań to ok. 25-40 lat. Po części, swoją cegiełkę w ich rozpropagowaniu, dodały aplikacje mobilne. Pomijam często grywalną miałkość, szczątkową fabułę (wiem, są wyjątki) i inne ich grzechy. A mają sporo za uszami, zabieram się do osobnego wpisu na ten temat, ale ciągle dzieje się coś innego.
Żeby była jasność, chodzi mi o produkcje pozornie darmowe, czyli inaczej free-to-p(l)ay. A one wyciągają kasę z portfela, jak żadne inne. Nie wierzycie? W takim razie, jeśli macie urządzenie z Androidem, wejdźcie na sklep play, następnie zakładki gry i najbardziej dochodowe. W pierwszej trzynastce nie ma ani jednego tytułu, w którym musimy uiścić opłatę przed instalacją, natomiast w TOP 100 jest ich raptem 7 (słownie: siedem). Weźmy zajmującego pierwsze miejsce na podium Clash of Clans. Ot marne 100 mln pobrań. Przecież można grać za darmo prawda? A prawda. ale rozwińcie opis i zjedźcie na sam dół. “Zakupy w aplikacji 15,99 zł – 319,99”.
Tak zwane IAP (in-app-purchase), czyli rzeczy które możemy kupić w samej grze to już rzecz powszechna na platformach mobilnych. Twórcy stosują również szereg sztuczek psychologicznych, by skłonić nas do płatności: czekanie przez absurdalną ilość czasu, by wykonać jakąś akcję, stosowanie kilku rodzajów walut itp. I tak naprawdę dochód pochodzi z niewielkiego odsetka tych milionów, którzy zainstalują grę.
A dlaczego właściwie o tym piszę? Otóż Google zapowiedział dodanie nowych możliwości monetaryzacji dla deweloperów. Jednym z takich narzędzi, jest odświeżenie Google Analytics o funkcję z przedrostkiem Player. Zajmie się zbieraniem danych takich jak: ile czasu spędzamy w grze, na jakich aktywnościach itp. Prototyp przetestowali już twórcy Bomb Squad i udało im się zdobyć ponad dwa razy więcej pieniędzy od graczy.
Ja doskonale rozumiem, że twórcy chcą zarabiać na swoich produkcjach. Poświęcają ich dopieszczeniu niezliczone ilości godzin, trzeba opłacić pracowników, dochodzą wszelkie inne koszta. Naprawdę, wiem to doskonale, nikt chyba nie lubi zostać bez pieniędzy za dobrze wykonaną pracę. Jako przykład, przypomina się stara już dość gra z uniwersum Star Treka. Nie jestem w stanie podać konkretnego tytułu, bo to nie moje klimaty. W każdym razie – ekipa zrobiła kawał dobrej roboty i krytycy się zachwycali, ale gra się nie sprzedała i pracowników zwolniono.
Nie zmienia to jednak faktu, że pomysł śledzenia mnie we wszystkim co robię, przyprawia mnie o ciarki, gęsią skórkę i niepokój. Już jakoś przebolałem, choć łatwo to nie przyszło, że Google śledzi wszystkie moje wyniki wyszukiwania. No nie jestem w stanie nie używać ich wyszukiwarki, już trudno. Zostały mi gry, prawda? No właśnie już nieprawda. Mobilnie korzystam od czasu do czasu, przy okazji smartfonów czy tabletów do recenzji, ale kto mnie zapewni, że ten trend nie poszerzy się dalej i z tej usługi nie skorzysta Microsoft czy Sony?
Tym bardziej, że wiąże się z inną nowością od Google – wprowadzenie reklam własnych, natywnych oraz “narzędzie do budowania publiki”. Obecnie odchodzi się od reklam natywnych, natomiast w tym wypadku, przez jakiś czas może to zadziałać, bowiem maja one nie odróżniać się stylem wizualnym od produkcji, w którą gramy, więc w pierwszej chwili, ciężko będzie się zorientować, że patrzymy na reklamę właśnie.
Druga to wcześniej wspomniane reklamy własne, nazwane w tym wypadku “In-App Purchase House Ads”. Przy pomocy aplikacji AdMob, możliwe stanie się przewidzenie, którzy gracze będą bardziej skłonni wyłożyć prawdziwe pieniądze na dobra wirtualne, bez których często nie da się gry ukończyć, lub jest to ciężkie to osiągnięcia. Na razie trwa Beta, za kilka tygodni powinna pojawić się dla wszystkich użytkowników AdMoba. Trzecie narzędzie to “audience builder”, który umożliwi deweloperom dostosowywać zawartość gier pod różne grupy, za pomocą śledzenia sposobu, w jaki korzystają z ich produkcji.
Cóż, nie podoba mi się to od strony gracza. Boję się po prostu w jaką stronę to się rozwinie i mija się w moim rozumieniu z tworzeniem po prostu dobrej gry. Wiem, że już są inne czasy, ale kiedyś robiło się po prostu świetne tytuły i gracze sami je kupowali, wiedząc o ich jakości. Niestety wiele produkcji mobilnych (nie tylko one zresztą) to teraz maszynki do robienia pieniędzy. Gubi się gdzieś sens zabawy z tytułami na rzecz psychologicznych manipulacji. Szkoda. Ale deweloperzy się ucieszą.
Źródło, foto: techruch, gadgeteer, 3.bp.blogspot