Najpierw patrzyłem na ten problem z dużym zaniepokojeniem. Później obserwowałem, w jaki sposób Facebook, czy Google chcą z fałszywymi newsami walczyć. Aż w końcu dotarło do mnie, że w tym szaleństwie jest metoda i w rzeczywistości, warto dostrzec w tym błogosławiony cud. Skąd takie wnioski, skoro nikt z nas nie chce czytać wymyślonych informacji, szczególnie na ważne dla nas wszystkich tematy?
Otóż zrozumiałem, że to musiało nastąpić i jest to naturalny proces, który – UWAGA, wchodzę w sferę gdybania – doprowadzi w pewnym sensie do samooczyszczenia Internetu. Z jednej strony gównonewsy, z drugiej te autentyczne. Czym rozdzielone? Płatnym wallem. Treści prawdziwe, rasowe, dobre jakościowo i ciekawe – za płatną bramką. Treści nadające się na memy w ogólnym internetowym ścieku. Niech się hejterzy obrzucają fekaliami.
Szczerze? Na miejscu gigantów medialnych rozdmuchałbym to do granic możliwości, tak aby powszechne stało się myślenie o wiadomościach z Internetu, jako o największym syfie wylanym razem z pomyjami. Dlaczego? Bo mam w tym swój interes. Jasne – fajnie, gdyby Czytelnicy chcieli płacić za treści na dobrym blogu tematycznym. W końcu nie tylko ja wiem, ile kosztuje mnie niezależność i bycie autentycznym.
Ale interesy wydawców, to przecież nie jedyny powód, dla którego jestem zwolennikiem płacenia za treści w Sieci. Od dawna robię to prenumerując wybrane tytuły. Pisałem o tym TUTAJ. Z różną częstotliwością, bowiem z uwagi na duże miesięczne koszty zrezygnowałem z Dziennika Gazety Prawnej, ale chętnie do niej wrócę, jak wydawca nieco spuści z tonu, co już czyni, bo w ostatnich tygodniach działy handlowe Infora atakują mnie telefonami, namawiając do powrotu i kusząc rabatami oraz dodatkowymi profitami.
Logika jest taka: skoro płacę, to wiem, co otrzymuję i chcę to mieć nadal. A, że uważam te treści za dobre jakościowo, dlaczego nie podtrzymywać dobrej tradycji? Nie potrzebuję newsów z flakami na stronach głównych wszystkich wiodących dzienników czy portali internetowych. Naprawdę mam dość krwi, przemocy, nienawiści, treści w stylu: pokazała dupę, chociaż chciała cycka. Niech wydawcy też się postarają o inną jakość, a nie tylko przemoc i głodne kawałki w swoich gł. wydawnictwach.
Zdaję sobie sprawę, że to jakiś rodzaj utopii i pobożnego, życzeniowego myślenia. Ale fakenews jakkolwiek czyni wiele złego, to i tak idealny patent na to, by wyklarowały się wreszcie sensowne działania, mające na celu kierowanie ludzi do prawdziwych informacji, ale zamkniętych za wallami. Zaryzykuję pytaniem i odpowiedzią: kto nie będzie płacił za dobre materiały w Internecie? Ci, którzy nie zarabiają i mają najwięcej czasu na rzucanie w komentarzach błotem w innych.
Tak naprawdę nie mam na myśli wielkich abonamentów. Niech to działa na zasadzie autentycznych mikropłatności, wycenianych na grosze lub co najwyżej złotówki, tak aby zapłacenie za dostęp do jakichś powiedzmy 10-15 tekstów z danego serwisu na poziomie 5zł nie było dla nikogo wydatkiem odcinającym od chleba. Dzisiaj trafiłem na Antyweb.pl na materiał o tym, jak bez medialnego szumu startup Webnalyst.com zdobył 4,5tys. zarejestrowanych uzytkowników i sprzedaje wartościowe materiały właśnie za gorsze. Szczerze? Wygląda to świetnie!
Problem z płaceniem za materiały z Internetu leży u nas jeszcze gdzie indziej, niż tylko w tym, że obecnie są one jeszcze dość drogie. Otóż kłopotem jest dysfunkcyjna mentalność Polaków, którzy uważają, że jak ktoś wyciąga rękę po pieniądze za własną pracę, to znaczy, że chce kogoś okraść. A to nie jest prawdą. Płacisz za chleb, płacisz za wodę, płacisz za prąd. To dlaczego nie masz zapłacić za czyjąś ciężką pracę? Taka gówniana ta praca? To po cholerę czytasz i komentujesz? Wyjdź i nie wracaj!
Narzekamy na jakość tekstów w Internecie – to miejmy na nie realny wpływ. Nikt nikogo zmuszał nie będzie do oglądania dzikich reklam i czytania pseudoartykułów o wszystkim i niczym. Wspomniany Webnalyst.com uwzględnia reklamacje, zatem jeśli nie jesteś zadowolony/-na z przeczytanego artykułu, dostajesz zwrot pieniędzy. Świetne, uczciwe i rzeczowe – koniec z bajdurzeniem o dupie Maryni. Sądzę, że wyjdzie to wszystkim na dobre, a ściek – jak jego nazwa wskazuje – zostanie ściekiem, z głównym nurtem nie popłynie.
****
Zdjęcia wykorzystane w powyższym wpisie pochodzą z darmowego stockowego serwisu unsplash.com