Śmiać mi się chce. Serio. Chociaż do śmiechu nie jest. Ale to też taki śmiech lekkiej pogardy. Obrazili się na Facebooka, bo okazało się, że ich dane zostały wykorzystane do modelowania kampanii reklamowych, więc masowo porzucają serwis Zuckerberga. Taaa, piękne są te zrywy jednego promila z dwóch miliardów użytkowników Facebooka! I ja Wam to dzisiaj mówię – jeszcze wrócą zasmarkani z płaczem i przeproszą się z tą platformą. Bo dopiero teraz poczują, jak wiele usług uzależnili od FB oraz jak bardzo uzależnili siebie samych od FB.
Sęk w tym, że ten bojkot jest całkowicie nieistotny z perspektywy historii samego Facebooka i całkowicie bez sensu w kontekście Facebooka, który przecież… nie zawinił! Tak naprawdę to nie jest kryzys (o ile w ogóle można użyć takiego słowa), którym powinien przejmować się Zuckerberg! I jeśli ktoś powinien mieć problemy, to właśnie Cambridge Analytica oraz Alexander Kogan z Uniwersytetu Cambridge. Bo geneza problemu jest dokładnie taka, jak przedstawia ją serwis wirtualnemedia.pl:
„The Observer” opisał wywiad z byłym szefem działu badań Cambridge Analytica Chrisem Wyliem, w którym przyznał, że w 2016 roku firma posłużyła się danymi użytkowników z USA do celów komercyjnych, a które pozyskano jedynie do celów badań naukowych (…).
W jaki sposób CA je zdobyła? Przez quiz osobowości thisisyourdigitallife (to twoje cyfrowe życie), autorstwa Alexandra Kogana, pracownika naukowego Uniwersytetu Cambridge. W aplikacji użytkownicy rozwiązywali proste testy i quizy, które miały zostać wykorzystane w celach naukowych. Jej użycie wiązało się z pobraniem zawartości konta użytkownika oraz wszystkich jego znajomych. Użytkownik nie wiedział, gdzie później trafią i jak zostaną wykorzystane jego dane, tym bardziej nie wyrażał na to zgody. Kogan przekazał dane 270 tys. użytkowników jego aplikacji firmie Cambridge Analytica (którą pośrednio rezprezentował Chris Wylie), by ta mogła je wykorzystać do celów komercyjnych.
Innymi słowy – ludzie zaufali naukowcowi, który ich oszukał przekazując legalnie zgromadzone dane – w sposób nielegalny – zewnętrznej firmie. I właśnie to przekazanie jest niezgodne z prawem, karalne, godne pogardy, bojkotu i dochodzenia praw przed sądami. Ale nie platforma Facebook, na której pozyskane informacje zostały wykorzystane do modelowania konkretnie sprofilowanych kampanii reklamowych. Nie uważam więc, żeby Zuckerberg lub kto inny z wysokich oficjeli FB, miał zajmować w tej sprawie oficjalne stanowisko. Skąd bowiem Facebook miał wiedzieć, że te dane zostały wykorzystane wbrew prawu? Co więcej – zabranie głosu przez samego Marka Zuckerberga nadałoby tej sprawie ogromnego priorytetu. Ale dlaczego szef firmy Facebook, ma wypowiadać się o mętnych praktykach oszusta uniwersyteckiego i pozbawionej zasad firmie analitycznej?
Czy nam się to podoba, czy też nie – Facebook należy do swego rodzaju klanu wielkich graczy rozdających karty na obecnie kształtującym się rynku mediów cyfrowych. Tak on, jak i Google ze swoją wyszukiwarką, Amazon z hegemonią sprzedażową, czy Apple – to jedni z największych wrogów wielu regulacji prawnych, którzy mają nieograniczony dostęp do najintymniejszych tajemnic oraz danych biometrycznych ludzi z całego świata. I to danych w pełni kontrolowanych przez te korporacje! W tej chwili niektórzy jurni politycy wreszcie poczują się legitymowani do położenia łapy na zapisach regulaminowych Facebooka, audytów i może zasądzenia jakichś kar, po których serwis wspaniałomyślnie ogłosi, że chcąc chronić nasze dane oraz naszą prywatność, dokłada właśnie starań w walce z fake newsami i inwigilacją, wprowadzając jednocześnie nowe zapisy, pozwalające mu na jeszcze większą inwigilację…
Reaguję tak surowym sceptycyzmem, bo czytam od wczoraj, jak histerycznie reagują w Stanach Zjednoczonych niektórzy użytkownicy Facebooka, którzy porzucają serwis. A to przecież woda na młyn dla wszelkich typowo plotkarskich serwisów i właściwie żaden wielki problem. Ci ludzie prędzej lub później do Facebooka wrócą. Mądrzejsi po szkodzie, ale też – nie mają wyjścia. Nie ma Cię dziś na FB, to po prostu nie istniejesz. A pamiętać trzeba o jeszcze jednej ważnej rzeczy. Facebook mimo wszystko robi wiele dobrego. To jest bardzo udany serwis społecznościowy, który zarabia na siebie i łożących na niego inwestorów – ogromne pieniądze. Więc nie upadnie z dnia na dzień. Poza tym FB to platforma w wielu aspektach wolnościowa, która pomaga skrzyknąć się spontanicznie milionom ludzi, która ma swój pośredni udział w obalaniu reżimów, która daje dostęp do wiedzy, grup, dyskusji.
Nie jestem wielkim entuzjastą Facebooka, ale nie mogę też patrzeć na jego bezmyślną krytykę. Przecież wszyscy tam obecni – łącznie z piszącym te słowa – są tam, bo sami, z nieprzymuszonej woli, założyli nań własne konta. Teoretycznie też – każdy i każda z nas – przeczytaliśmy regulamin, zatwierdziliśmy i radośnie dodaliśmy tyle z naszej intymności ile dodać się dało. Doprawdy – dajcie więc spokój Facebookowi. Ścigajcie wichrzycieli z Cambridge Analytica i Uniwersytetu Cambridge, ale nie Zuckerberga!