Jest 25 grudnia – szósta rano. Dzień dobry. Wstałem, żeby napisać tych kilka słów. Przez prawie cały ten tydzień zastanawiałem się, jak rozpocząć bożonarodzeniowy wpis. I właśnie przyszło olśnienie. Zrozumiałem, że nie byłoby tego tekstu, gdyby nie urodził się Jezus Chrystus. To, co właśnie świętujemy, to wejście w rzeczywistość sacrum, która pomimo że coraz bardziej racjonalizowana, jeszcze bardziej komercjalizowana i jeszcze mocniej trywializowana przez liczne promocje, zakupy i super-, hiper-, mega niskie ceny, to jednak rzeczywistość, która ma swoje korzenie w Bogu ze śmierdzącej i zimnej stajni. Gdyby nie On i gdyby nie ta stajnia, żadne cudnie oświetlone centrum handlowe nie miałoby dziś swoich żniw.
Jezus jest światłem. Ożywczym. Stąd ubieramy choinkę, która symbolizuje nowe życie. Stąd ją rozświetlamy, żeby przy mrokach najkrótszego dnia i najdłuższej nocy utrzymywać nadzieję przy życiu. I ma to dzisiaj ogromny sens, kiedy ulicami Aleppo płynie krew, ulicami Berlina płynie krew, kiedy ulicami Zachodniego i cywilizowanego świata płynie nacjonalistyczny strumień nieakceptacji, nietolerancji, całkowitego wykluczenia Innych, którzy nie mają naszych oczu, naszego koloru skóry i naszych twarzy, przeciw którym chce się budować mury. Tych Innych, którzy kochają inaczej, bo kochają nie płeć przeciwną, a płeć własną. Tych Innych, którzy nie wierzą w nic, a usiłuje się ich regulacjami prawnymi tej wierze podporządkować.
Nie lubię Świąt Bożego Narodzenia. Tak naprawdę przestałem je lubić, kiedy dojrzałem emocjonalnie. Okazało się, że kiedy muszę tłumaczyć swojemu Synkowi skąd ta stajenka, to muszę spotykać się z własną niewiarą. Że nagle historia, którą znam od trzech dekad, przywdziewa w moich oczach szaty banalnej opowiastki, która jest wręcz nieprawdopodobna. Okazuje się, że rozum zaczyna mówić głośniej niż Duch, więc łatwiej odnaleźć pogańskie tradycje i astronomiczno-przyrodnicze wątki w bożonarodzeniowej schedzie. A to rodzi wątpliwości. Z jednej strony wiara, z drugiej podpierana tradycją, a z trzeciej – bombardowana myśleniem i racjonalizowaniem.
Nie tylko ja dorastam. Wokół mnie jest sporo ludzi, którzy przekroczyli już pewien pułap wiekowy i coraz śmielej w najróżniejszych rozmowach przyznają mi się, że im są starsi, tym mniej wierzą. Nie wiem, kiedy zaczyna się moment zdewociałego chodzenia do kościoła i czy kiedyś i te osoby w tę rutynę wpadną, ale szczerość ich dzisiejszych wyznań, bardzo mnie dotyka. Bo pomimo swoich wątpliwości – otrzymałem tę łaskę, że wierzę, chociaż wierzyć powinienem coraz mniej. Posiano we mnie maleńkie ziarenko, które nie daje za wygraną.
Stąd u mnie żywy kult maryjny. Nie wyobrażam sobie niedzieli bez mszy świętej. Przystępuję do sakramentów, modlę się codziennie. Coraz dojrzalej. Coraz bardziej z dala od dziecięcych naiwnych historii, a coraz bliżej ryzykownych granic, poza którymi są nieznane rubieże, na których nigdy nie wiesz, co Cię może spotkać. Tam panuje mrok. I do wejścia w taką noc potrzebne jest mi światło Chrystusa. Tego, którego pamiątkę narodzin świętujemy właśnie dziś.
Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku bloga 90sekund.pl – jeśli jesteś tutaj i czytasz te słowa, to przyjmij ode mnie najszczersze życzenia. Żeby Twoje serce było otwarte na: Uchodźców, Kobiety Wciśnięte w Nierówne Mechanizmy Męskiego Świata, Osoby Homoseksualne, Osoby Niepełnosprawne Psychicznie i Fizycznie, Ludzi o Odmiennych Poglądach Niż Twoje, Ludzi Niewierzących, Ateistów i Agnostyków, a także na Muzułmanów i Żydów. I nie – nie oczekuję od Ciebie, że zmienisz swój światopogląd o 360 stopni. Że nagle wyzbędziesz się swoich obaw, swoich lęków, czy bliżej nieokreślonej rezerwy. Wiem, że masz do tego prawo. I ja z niego korzystam – chociaż wstyd się do tego przyznać…
Otwarte serce na Innych, to takie serce, które jest gotowe do zmiany. Małej, niewielkiej, niekoniecznie manifestowanej. Ale zmiany. To serce gotowe zatrzymać język za zębami, nieopowiadające seksistowskich i rasistowskich dowcipów, nie przeklinające ciapatych, nie rzucające wyzwiskami na ludzi, którzy urodzili się, jako osoby homoseksualne, etc.
Sam święty nie jestem. Trudne to wszystko. Ale też dobre to wszystko. Jeśli Słowo ma się stać ciałem, to tylko w moim i Twoim ciele. Inaczej się tego już dzisiaj zrobić nie da.
Wszystkiego dobrego.