Aż trzy brzydkie słowa w tytule? Oj Naczelny musi być faktycznie poruszony! No to jedziemy! Łatwo powiesić psy na Samsungu. Można teraz bezlitośnie pisać o szajsungach, obrzucać błotem dużego gracza. Wnioskować, że wreszcie trafiła kosa na kamień. Wreszcie stało się to komuś, kto jest liderem i kto doskonale do tej pory sobie radził. No, może nie zawsze, ale na tym szczeblu, to przecież normalne, a i tak straty były zawsze niewielkie, więc teraz ku radości części osób niechętnych, można sobie poużywać. Ale to jest nieprawda. I każdy, kto uważa inaczej jest w błędzie! Mylę się? No to zapraszam dalej – tylko proszę zapiąć pasy!
Samsung Galaxy Note7 to smartfon, którego nie dane mi było przetestować. Model ten widziałem i dotykałem na targach IFA 2016 w Berlinie, ale nie miałem na stałe przez kilka tygodni w kieszeni, aby sprawdzić, jak sobie radzi z codziennymi wyzwaniami. Co więcej – kiedy dowiedziałem się o aferze z wybuchającymi modelami, to miałem przed oczami prosty scenariusz – hejterzy i trole wzięli się do roboty – w końcu Note7 zbierał jedne z najbardziej udanych recenzji wśród tech-testerów z każdej strony. Dosłownie!
Ale kiedy przybyło spalonych urządzeń, po sieci zaczęły krążyć zdjęcia rzekomo zniszczonych komputerów i samochodów na i w których pozostawiono ładującego się Note’a7, a linie lotnicze zaczęły ostrzegać przed używaniem tych urządzeń w samolotach, zwyczajnie zacząłem się martwić… Mały martwi się dużym? Ojej, to chyba mu dużo zapłacono za lepszy PR w tej kryzysowej sytuacji…? Nie, nie idź tym tropem drogi Czytelniku i droga Czytelniczko! Powodują mną teraz całkowicie inne pobudki.
Samsung jest potężnym graczem, z wielkimi cohones. Ale każdy facet wie, jak wrażliwe to miejsce… Bo jeśli ktoś myśli, że teraz cały smartfonowy świat – nauczony przypadkiem Samsunga – zacznie dużo bardziej uważać na jakość urządzeń, które trafiają na rynek, jest w błędzie! Tak samo, jak Ci, którzy sadzą, że Samsung pofolgował sobie sprawę testów jakościowych i wszelkich innych w Note7. Mylą się też Ci, którzy uważają, że nie będzie niedopracowanego softu. Bo? Bo linie produkcyjne, plany sprzedażowe oraz kolejne modele następnych edycji smartfonów najrozmaitszych producentów są już od miesięcy wdrożone w kalendarz realizacji, i co najwyżej trwają ostatnie testy przed finalnym wypuszczeniem słuchawek na rynek. Jeśli w ogóle ta afera mogłaby przynieść jakiś efekt to najwcześniej po połowie 2017 roku. Ale nie w najbliższych miesiącach i na pewno nie przy produktach, które zadebiutują na CES 2017 czy MWC 2017.
Po prostu prace nad tymi produktami są już tak zaawansowane, że nie da się teraz wywalić wszystkiego do kosza i rozpocząć prac nad nimi od nowa. A już na pewno nie da się odwlekać premier w czasie. Przecież każdy producent sprzętu nie ma wyłączności na linie produkcyjne, a wypuszczanie smartfona na rynek, to nie tylko piękne obrazki z filmów o Jobsie, jak to lider pracuje nad każdym detalem, a cały świat u jego stóp czeka na najdrobniejsze wytyczne. W istocie jest to tak naprawdę szeroko zakrojony finansowy deal z dostawcami podzespołów, twórcami oprogramowania, fabrykami i liniami produkcyjnymi etc. Cały osławiony marketing i kampanie reklamowe, to już finał ciężkich, wielomiesięcznych negocjacji, testów, prób i błędów.
Skąd ta pewność? Bo produkt od chwili swoich narodzin w postaci realnego, gotowego pomysłu, do momentu jego wdrożenia na rynku, żyje dziś 9 miesięcy. A mniej więcej tyle czasu dzieli nas od połowy przyszłego roku, kiedy zadebiutują urządzenia, o których losie postanowiono kilka tygodni temu, czyli zanim na dobre rozgrzała się atmosfera wokół Note’ów7.
Dlaczego żal mi Samsunga? Bo w przypadku wielkiej firmy (nie tylko tej), jedno potknięcie na tak wysokim szczeblu – skutkuje lawiną niepomyślności na całej linii. Smród ciągnie się za wszystkimi produktami, a także za całym wizerunkiem firmy. Czy to dobrze? Jasne, że tak – pod warunkiem, że nie pracujesz w takiej firmie i nie grozi Ci zwolnienie. Albo redukcja pensji. Innymi słowy: punkt widzenia zmienia się wraz z punktem siedzenia. Ale Ty i ja doskonale wiemy, że jeden nieudany produkt nie może przecież decydować o przydatności i użyteczności wszystkich smartfonów Samsunga! Bo przecież czuć w tym cholerną niesprawiedliwość.
Samsung to jeden z tych producentów, który dostarcza całkowicie skończone urządzenia mobilne. I nie są to wersje beta. Nie tylko finalnie są to fantastycznie wzorniczo telefony, ale też wykonane z genialnych materiałów, wykorzystujące nowoczesne rozwiązania projektowe i technologiczne. W przypadku Note’a7 trzeba cierpieć na wzorniczą impotencję – tak impotencję – aby nie zachwycić się doprowadzonym do perfekcji designem, który oparty o doświadczenia z modeli Galaxy S6 Edge i S7 Edge, doskonale łączył ze sobą te dwa światy w najbardziej dojrzałym produkcie w ofercie Samsunga.
Ale to przecież początek. Samsung jako jedyny w tej chwili na świecie, ma w ofercie smartfona, który jest fenomenalnym, zaawansowanym notatnikiem elektronicznym. Na poprzednich modelach producent zjadł zęby, aby w końcu możliwości rysika S Pen oraz dedykowanego oprogramowania dopieścić do takiego poziomu, aby można było w języku polskim, od wyjęcia z pudełka, bazgrolić własnym charakterem pisma i otrzymywać niemal stu procentowe idealne rozpoznawanie tekstu, rysowanych figur geometrycznych przekształcanych z odręcznych na komputerowe, czy notowania czegokolwiek pod naporem wody lub na wygaszonym wyświetlaczu.
W końcu Samsung wyposaża swoje smartfony (nie tylko te z najwyższej półki, ale je oczywiście w sposób maksymalny) w dostęp do Galaxy Apps oraz Essentials. Jedno i drugie miejsce, to sklep z licznymi usługami i aplikacjami, które wraz z produktem DOSTAJESZ ZA DARMO lub Z DUŻYMI RABATAMI. Jako bloger technologiczny skorzystałem dzięki temu z setek gigabajtów w Chmurach typu Dropbox i OneDrive, wielomiesięcznych ofert na całkowity za free streaming muzyczny Deezera. Z tabletami Samsunga trafiłem na liczne – co najmniej – półroczne subskrypcje Gazety Prawnej, Newsweeka, czy innych tytułów z Polski i zagranicy. Wielokrotnie wykorzystywałem darmowe kody na filmy w Chili.tv czy w Playerze TVN. I to nie byle jakie produkcje! O całej masie przecenionych na kilka złotych aplikacjach, które w Sklepie Play stoją wciąż po kilkanaście lub kilkadziesiąt złotych, nawet nie wspominam.
To, co napisałem powyżej, wymieniam jednym tchem recenzując produkty Samsunga i możesz mi wierzyć na słowo – żaden producent nie przygotowuje takich ofert, jak robi to południowokoreański gigant. Dla przykładu – by oddać sprawiedliwość innym – Sony ma u siebie Xperia Lounge, ale dopiero od niedawna jest tam więcej wybranych apek, a za integrację ze streamingiem Spotify i tak musisz płacić regularny abonament. Za darmo możesz w Lounge dostać przede wszystkim udział w konkursach, motywy wizualne na smartfona związane z najnowszym filmem wyprodukowanym przez Sony Pictures… lub trailery i stare serialne. Ale tak naprawdę stare. Są drobne wyjątki, ale i tak w zestawieniu z ofertą Samsunga to jakieś orzeszki. W podobny ton próbuje uderzać LG, ale spróbuj otworzyć sprawnie i szybko ich sklep w swoim – nawet flagowym – produkcie… Drobne, sporadyczne partnerstwa zawiera też kilku innych producentów, jak np. Asus, ale to i tak jest niczym, w porównaniu do realnej oferty multimedialnej Samsunga.
Piszę o tym wszystkim tak szczegółowo, bo chcę żebyś zobaczył i zobaczyła, że za jednym potknięciem Samsunga z prominentną serią Galaxy Note7, nie może kryć się bezgraniczna krytyka i radocha hejterów! Cała masa fantastycznych rozwiązań jest domeną produktów dostarczanych przez tego producenta, które może i nie są tanie, ale od wyjęcia z pudełka dostajesz smartfony wyposażone w realne profity, które bawią, przynoszą korzyści, rozpieszczają. Dla mnie w tym świetle dowolny Chińczyk może kosztować 1500zł-2000zł z flagowymi bebechami, ale wolę Samsunga z tym całym bogatym zapleczem, z którego po prostu mogę korzystać i coś realnie z tego mieć!
Żal mi Samsunga. Cholernie żal mi Galaxy Note’a7. Po krążących pogłoskach o śmierci Nexusów rozważałem przesiadkę właśnie na ten model. Moja umowa z operatorem wygasa na początku drugiego kwartału przyszłego roku, więc byłby to idealny czas na zakupy w możliwie rozsądnej cenie (chociaż pewnie wciąż wysokiej, ale przynajmniej nie tak horrendalnie). Tej przesiadki jednak nie będzie. Najprawdopodobniej skończy się na Pixelu, chociaż przede wszystkim weryfikować będzie to mój budżet i jego jałowa dostępność. Dziś nie chcę gdybać, ale mam gdzieś w podświadomości ukryte w sobie poczucie straty czegoś, czego nie miałem jeszcze fizycznie, a gotów byłem zaufać marce w ciemno.
Nie ciesz się więc kryzysem w Samsungu, bo ma on jeszcze jeden wymiar, o którym nikt nie myśli. Dzięki temu, że to taki kolos, to może on pozwolić sobie na wspieranie osób chorych i z dysfunkcjami, czy udzielać się w licznych prospołechnych akcjach. Może też inwestować w swoje laboratoria i działy rozwoju, które pozwalają tworzyć mu innowacyjne rozwiązania, dzięki którym wypracował sobie najlepsze wyświetlacze AMOLED na rynku, do tego w technice zakrzywionych krawędzi, czy chociażby w ostatnim czasie – fantastyczne procesory z serii Exynos. O kościach pamięci RAM, dyskach, czy mobilnych matrycach fotograficznych – nawet nie wspominam, chociaż warto zdać sobie sprawę, że tego typu podzespoły siedzą nawet w iPhone’ach od Apple…
Żywię więc ogromną nadzieję, że Samsung nie będzie musiał długo lizać ran. Robi zbyt wiele dobrego sprzętu, aby jedna porażka miała kłaść się cieniem na wszystkich rozwiązaniach. Bo nie ma ich konkurencja i na takim poziomie na pewno przez długi jeszcze czas – mieć nie będzie.