Panasonic, Fujifilm, Olympus – to tylko czołówka spośród producentów aparatów cyfrowych, którzy stracili najwięcej pieniędzy wg raportu Reutersa w ostatnim czasie. Ich sytuacja jest fatalna, bo postępująca smartfonizacja spycha największych do narożnika. Pierwszym, który przyznał się, że idzie mu fatalnie i czas znaleźć nową receptę na sukces, był Nikon, który latem 2013 roku ustami swojego CEO dał jasno do zrozumienia, że żarty się skończyły, bowiem trzeba znowu zrewidować plany finansowe, a przyszłości bez nowych produktów nie widzi w kolorowych barwach. Wtedy po raz pierwszy pojawiły się przypuszczenia o obiektywach dedykowanych smartfonom…
Ale niewiele później przecieki na temat takich produktów trafiły do serwisów technologicznych, a już we wrześniu mogliśmy je oglądać w wykonaniu… Sony (recenzję DSC-QX10 przygotowuje Krzysztof Bojarczuk). Ale sytuacja nie tylko dla Nikona okazała się patowa, a konieczność znalezienia nowego produktu wynikła dla każdego z fotograficznych producentów. W urządzeniach mobilnych otrzymujemy coraz lepsze aparaty fotograficzne. Sam testuję właśnie chociażby Samsunga Galaxy S4 Zoom, który w rzeczywistości jest kompaktem ze średniej półki z funkcjami smartfonu. Osobno swoich prawdziwie fotograficznych smartfonów, dorobiła się Nokia oraz Sony Xperia Z1. Posiadając którykolwiek z tych urządzeń możecie być spokojni – zwykła cyfrówka nie będzie Wam szczególnie potrzebna.
Oznacza to w praktyce, że wkrótce najważniejsze firmy fotograficzne znikną z rynku aparatów użytkowych, a pozostaną na na tym wysoko wyspecjalizowanym. Pociągnie to oczywiście za sobą gigantyczne redukcje, ale też podniesie znacznie ceny aparatów cyfrowych i kto wie, w jakim stopniu wpłynie na wydatki związane z kupnem dobrego smartfona z przyzwoitym aparatem. Ale nie tylko raport Reutersa jest tak porażający. Potwierdzają tą sytuację także przewidywania IDC. Wg tej firmy analitycznej, ten rok może przynieść spadek w sprzedaży bezlusterkowców nawet o 40 proc., czyli kupimy mniej niż 59 mln urządzeń.
Nie wiem, czy to dobry trop, ale może rozsądnym wyjściem z sytuacji byłoby spróbować dogadać się z producentami smartfonów, tak aby te chciały korzystać z bogatego dorobku fotograficznych tuzów, jak wg plotek podobno robi to Nikon? Możliwe, że wszyscy pójdą drogą Sony, wypuszczając aparaty/obiektywy fotograficzne, które znacznie rozwiną możliwości standardowych matryc montowanych w smartfonach.
Innym rozwiązaniem, które widzę, to chociażby rozszerzenie oprogramowania kompaktów o funkcje smart, takie jak np. bardziej rozbudowany soft, który potrafi stosować określone filtry oraz łączyć się bezpośrednio z Internetem (czy to przez WiFi czy moduły 3G/LTE), dzięki którym możliwe byłoby szybkie udostępnianie w serwisach społecznościowych wykonanych zdjęć. O takie rozwiązanie pokusił się chociażby Samsung w modelu NX300, którego recenzję również przeczytacie na moim blogu, a do wyprodukowania takiego aparatu popchnęły go wyniki ankiety, wg której chociażby w naszym kraju miesięcznie wykonuje się aż 2 mld zdjęć, z czego natychmiast (w ciągu 60 sekund od zrobienia) w serwisach typu Facebook, Instagram czy Google+ ląduje aż 10 proc. fotografii, a 64 proc. pojawia się tam w ciągu 7 dni od ich wykonania!
Póki co szacunki wyglądają tak, że jedynymi firmami, które wyjdą obronną ręką z tej sytuacji będą wyłącznie te, które mają ugruntowaną globalną pozycję, czyli Nikon, Canon i Sony, bowiem dzierżą aż 60 proc. cyfrowego rynku fotograficznego. Jeśli tak ma wyglądać przyszłość gigantów fotografii, to szczerze współczuję…
Źródło, foto: chicagotribune, androidheadlines, nikon