Wygląd Google Fit od chwili wypuszczenia aplikacji na rynek nie zmienił się właściwie w ogóle. I tak – minęło od tamtego czasu już sporo czasu. Ale teraz przyszedł moment na nową wersję Google Fit. Apka zyskuje przede wszystkim wizualnie oraz z garścią nowości.
Google Fit jest moim podstawowym trackerem, którego używam do monitorowania swoich aktywności sportowych. Dużym plusem jest, że można ją połączyć z innymi wiodącymi aplikacjami, jak Strava, RunKeeper, Runtastic, Under Armour Record, Sleep as Android, Nike+ Run Club, Moto Body, MyFitnessPal, czy Magra. Pełna lista jest naprawdę długa, więc wypisałem tylko te bardziej popularne apki. Ale to też pokazuje, że można z niej komfortowo korzystać i łatwo wracać do swojego podstawowego monitora aktywności.
Nowy Google Fit przede wszystkim lepiej wygląda.
Tak – czułem się już bardzo zmęczony obecnym, jałowym i mało atrakcyjnym interfejsem. Kiedy Google Fit debiutowała prezentowało się to znośnie. Ale po latach tylko kosmetycznych poprawek ma się dosyć. Dostajemy więc bardziej kompletny interfejs, wzbogacony o lepiej zagregowane dane statystyczne, dzięki czemu bez zbędnego rolowania lub przeklikiwania się – dostajemy wgląd w to, co dla nas najistotniejsze. A przynajmniej tak to wygląda na grafikach prasowych, bo póki co nie można jeszcze pobrać nowej wersji Google Fit.
No dobrze, ale co poza wylądem jeszcze dostaje Google Fit?
Dość ciekawe usprawnienia. Jedno z nich, to możliwość nie tylko monitorowania tętna (to było już obecne) i zliczania aktywnych minut (to też było), tylko zamiana ich na punkty, które możemy gromadzić na podstawie… uderzeń naszego serca. Jeśli mamy smartwatcha z czujnikiem tętna – ten będzie rejestrował szybsze bicie serca i na tej podstawie – przy umiarkowanym wysiłku – każdą taką minutę nagrodzi jednym punktem, a podwójnym, jeśli urządzenie rozpozna, że ta aktywność jest intensywniejsza.
Wiem, takie coś może wyglądać śmiesznie w oczach kogoś, kto niezbyt aktywnie się rusza, ale sam złapałem się na tym, że jeśli w moim limicie kroków brakuje mi niewielka ilość do wykonania dziennego planu, to staram się na tyle ruszać, aby jednak ten cel zrealizować. Tutaj może być podobnie przy odpowiednio przygotowanym treningu.
Kolejna nowość w Google Fit to debiut coacha.
Rozumiem Google. Chce mieć coś, co fajnie sprawdza się u konkurentów, chociaż najlepiej wymyślił to Fitbit, ale u niego trzeba za coś takiego płacić. W nowym Fit będzie to oczywiście zoptymalizowane pod konkretną jednostkę i oparte o historię aktywności oraz bieżący monitoring zdrowia. Google współpracuje tutaj z AHA (American Heart Association), więc wszystkie aktywne minuty będą liczone pod zalecenia tej organizacji. Z pewnością więc osobisty trener mobilny zrobi z tego użytek zestawiając z naszymi wynikami.
Google Fit nie przynosi przełomów na tle konkurencji. Ale apka wymagała już odświeżenia.
Bardzo dobrze jeździ się z nią rowerem, czy biega, a tak naprawdę można wybrać dowolny trening, bo jest ich mnóstwo. Niemniej to te dwie aktywności są mi akurat najbliższe, ale widać też, że pomyślano Google Fit dla osób, które sporo czasu spędzają w biurze i po prostu dla dobrej kondycji psycho-fizycznej zaleca się im jakikolwiek wysiłek. Więc nawet, jeśli go nie monitorują, to GFit potrafi robić to sama, z automatu. Oczywiście i tutaj nie prześciga konkurencji, ale też – nie zostaje w tyle.
Jestem dobrej myśli i czekam na nową odsłonę tej apki!
Źródło: google