Jestem ogromnym entuzjastą polskich, ambitnych projektów. Do takich należy niewątpliwie Pirx 3D, czyli startup, który koncentruje się na rynku druku 3D. Jego bodajże drugą drukarkę dostałem do recenzji jeszcze w sierpniu 2014 roku i były to pierwsze testy, na których poległem. Raz, że siedzę po uszy w świecie Chromebooka, więc dość naturalnie porzucam Windowsa (a sprzęt m.in. z tym systemem był potrzebny do pracy z drukarką z uwagi na aplikacje konieczne do zainstalowania), a po drugie przeraziła mnie masa rzeczy, które Pirx 3D ode mnie wymagało – chociaż przyznaję uczciwie – ekipa z Krakowa zadbała, aby wszystko było maksymalnie proste. Najwyraźniej ta prostota nie była dedykowana dla mnie ;)
Ale teraz przyszedł czas na drugą odsłonę drukarki do trójwymiarowych eksperymentów. Co ciekawe, nowy produkt jest całkowicie – przynajmniej od strony wizualnej – różny od pierwowzoru, który nie da się ukryć – był dość grubymi dłońmi ciosany. Dobra cena musiała się skądś brać. Wizualnie więc było bardzo… hmm… nazwijmy to odważnie.
Asceza do bólu, właściwie miałem wrażenie, że dostałem produkt nie do końca wykonany, jak bym miał na biurku betę do testów. Teraz jest inaczej – zupełnie inaczej. Zmiana była konieczna!
Pirx One to trzecia odsłona i zarazem trzecie podejście w ciągu dwóch ostatnich lat, kiedy to otrzymujemy drukarkę mającą rozwiązywać jeden podstawowy problem. Mój problem z prostotą. Tym razem zamiast produktu beta lub kojarzącego się z wyglądu mocno roboczo, jest zupełnie coś innego.
Konstruktorzy położyli nacisk na ładne, estetyczne wykonanie. Rama drukarki zrobiona jest ze stali i pomalowana na biało, całość natomiast utrzymana jest wzorniczo w klimacie retro. Świetna, przyjemna bryła. Po raz pierwszy mam wrażenie, że nie wstydziłbym się tej drukarki mając ją w domu na biurku, zresztą tak też jest określana przez twórców – desktopową i user-friendly.
Nie jestem ekspertem od tego typu produktów, ale nowe ficzery zastosowane w Pirx One totalnie mnie zachwycają. Pierwszy to oczywiście dodanie ekranu LCD. Drugi – znacznie ciekawszy – port na karty SD. Co otrzymamy, kiedy połączymy ze sobą te dwa rozwiązania? Możliwość drukowania bez potrzeby podłączania komputera! Wow! To jest to na co czekałem!
Musicie zdać sobie sprawę, że aby coś wydrukować w 3D trzeba mieć do drukarki podłączony jakikolwiek sprzęt, czyli dość klasycznie. Zwykłe drukarki potrafią w prawdzie drukować dzięki WiFi lub NFC i tej asysty też nie potrzebują, jednak pamiętajcie, że jednak druk 3D to zupełnie inna para kaloszy. Kiedy pierwszy raz zetknąłem się z Pirx 3D byłem mocno skonsternowany. Pomimo świetnych materiałów instruktażowych, idących ze mną krok po kroku przez wszystkie etapy druku, nie potrafiłem wykazać się na tyle dużą cierpliwością, aby poświęcić temu więcej czasu. Ta droga była złożona z tylu akcji, że w końcu dałem sobie spokój.
Teraz czuję lekkie podniecenie ;) Drukarka Pirx One przyjedzie do mnie niebawem do testów i będę mógł przyjrzeć się jej bliżej. Jestem ciekaw również dlatego, że Pirx 3D chwali się, że udało mu się wyeliminować problem ze złą kalibracją stołu, na którym w trakcie wydruku powstaje nasz obiekt i jest dość powszechny w tego typu produktach. U mnie trudność z drukiem 3D również wiązała się z tym kłopotem, zatem będę zwracał na to szczególną uwagę.
Ostatni aspekt, nad którym warto się pochylić, to oczywiście cena. Pirx 3D rzuca rękawicę konkurencji oferując bardzo atrakcyjny, ładny i funkcjonalny produkt w cenie 1200 EUR. Tak, wiem – poprzedni Pirx 3D jest dostępny za ok. 2-2,5 tys. zł, ale pamiętajcie, że tym razem to już nie zabawa. Zresztą zachęcam Was do rzucenia okiem na stronę Pirx 3D. Naprawdę można czuć dumę widząc wykonanie serwisu, przygotowane materiały prasowe oraz listę firm współpracujących z naszą ekipą. Trzymam kciuki! Tak właśnie powinien wyglądać każdy polski produkt eksportowy. Mam nadzieję, że w testach przekonam się o tym dobitnie!
Źródło, foto: pirx3d – mat. prasowe