Przeszedłem przeogromną drogę. Od zachwytów i wieszczenia rewelacyjnych osiągnięć Xiaomi, poprzez własne próby ze środowiskiem MIUI, aż w końcu zacząłem dostrzegać nie tyle rysy na tym cudownym szkle, co poważne pęknięcia. Brak przestrzegania praw patentowych, zdzieranie wzornictwa bezpośrednio z Apple, drastyczne zaniżanie cen niszczące rynek. W imię czego? Ano tego, że – z czym się spotkałem również na własnym blogu – gawiedź będzie zachwycona produktami do bólu wtórnymi, a dla całego tego uwielbienia najistotniejsza będzie cena. Tak cena końcowa. Czyli coś około tysiąca złotych – w przeliczeniu na złotówki – za rozwiązania u konkurencji trzy razy droższe.
Ale oto nadszedł zmierzch bogów. I to nie w tym sensie, że Samsung, czy Apple mają problemy (chociaż z powodu win Xiaomi kłopoty są również na koncie tychże gigantów), tylko że to Xiaomi padł ofiarą kija, który jak się okazało – ma jednak dwa końce. Nie można bez końca zaniżać cen. Nie da się jechać na głodowych marżach. Nawet, jak nie ma się sieci logistyczno-dystrybucyjnych i swoich wielkich brandsotre’ów na całym świecie w najważniejszych konsumencko strategicznych punktach handlowych świata.
A porażka Xiaomi jest obecnie sromotna! Jak donosi Bloomberg, Chińczykom spadła sprzedaż smartfonów – rok do roku – w ostatnim kwartale aż o 38 proc. (z 17,1 mln szt. do 10,5 mln szt.)! Xiaomi bezwzględnie padł ofiarą własnego, autorskiego kanibalizmu. Nie można w nieskończoność dusić konkurencji, samemu ledwo zipiąc. Bo skoro Xiaomi zmusił ową konkurencję do obniżania cen, to właśnie padł ofiarą tejże praktyki. Całe towarzystwo oferuje rzeczy podobne, za niemal te same pieniądze! Że coś wisi w powietrzu jest jasne od kilu tygodni. Chińczycy ogłosili bowiem, że chcą być producentem klasy premium, a więc i ceny będą za ich produkty wyższe. Widać to już po Mi Notebooku Air, który poza tym, że wiernie, bezczelnie i bezwstydnie kopiuje Apple, to jeszcze kwotowo niczym wyjątkowym nie zaskakuje, a wręcz wypada blado na tle tradycyjnej laptopowej konkurencji.
Ale żeby wyciągnąć więcej wniosków, trzeba przyjrzeć się jeszcze kilku istotnym informacjom, które opisuje Bloomberg na podstawie raportu International Data Corp. Pierwsza pokazuje, że porażka Xioami ma miejsce przede wszystkim na rynku chińskim, a więc na rodzimym podwórku. Druga – że numerem jeden w tej chwili jest Huawei, czyli producent na wskroś chiński, ale któremu udało się wypracować świetną pozycję rynkową na całym świecie – i bynajmniej rozsądna cena jest jedną ze składowych elementów tego sukcesu. Może nie oferuje tak tanich smartfonów, jak Xiaomi, ale jego rozwiązania zdrowo konkurują z największymi, przy czym swój sukces Huawei buduje cegiełka po cegiełce.
I znowu – widać to po genialnej strategii. Odpowiedzią na nasycony rynek europejski okazało się stworzenie przez Huawei marki Honor, która u nas zadomowiła się rewelacyjnie w średniopółkowym segmencie sprzętowym i podzieliła go wyraźnie wewnątrz tejże kategorii na kolejne trzy poziomy. Są więc smartfony średnie-premium, średnie-średnie, i średnie-budżetowe. Te pierwsze kosztują około 1500zł, te drugie około 1200zł, a te trzecie plasują się w okolicy tysiąca złotych. Wszystkie nadrabiają świetnym wykonaniem oraz kilkoma ważnymi funkcjami, które pozwalają je wyróżnić: a to w jednym lepszy aparat, a to w drugim większy ekran, a to ciut wydajniejszy hardware w trzecim etc. Tą drogą poszedł też oczywiście Samsung (seria Galaxy A5), LG (Lenony, Spirity, modele X), a teraz coraz odważniej idzie Sony (XA, XA Ultra).
Dzięki tym posunięciom osoby mniej zamożne, ale gotowe wydać na fajny produkt więcej niż przysłowiową złotówkę, mają wreszcie szansę wybierać w palecie rewelacyjnych produktów, które pod wieloma względami specyfikacyjnie bardzo przypominają dwu-trzyletnie flagowce, które wciąż mogą się pochwalić świetną wydajnością.
Natomiast Xioami przy swoim pędzącym impecie, nie zauważył tych przemian. Bo Honory nie tylko kupisz na Zachodzie, ale też w Azji. Tam, gdzie Xiaomi kusili wyłącznie ceną, tam też Huawei poszedł w różnorodność, pozwalając klientowi dopasować do swoich potrzeb najlepsze rozwiązanie, a nie jedyne słuszne!
Jak bym podsumował obecny dorobek Xioami? Firma ta rynku nie zmieniała. Samsung wyśrubował ceny za swoje produkty jeszcze mocniej, z podobnego tonu nie spuszcza Apple, nawet HTC, który jest w wiecznych kłopotach, nie odpuścił cenowo. Podobnie Sony – jego smartfony to wciąż sztywny cenowy standard, który ciężko osłabić, pomimo że Japończycy przędą trochę lepiej niż HTC. Za to Xiaomi przysłużył się wzrostowi popularności innych, mniej znanych chińskich marek. Nagle okazało się, że każdy potrafi robić stalowego smartfona, z ekranami IPS i dobrymi aparatami, z wielordzeniowymi procesorami na pokładzie (Oppo, Meizu etc.).
Nie chcę jednak, aby ktokolwiek wyciągnął wniosek z powyższego tekstu, że cieszy mnie kryzys w Xiaomi. Bo uważam, że tak naprawdę wreszcie Xiaomi może przewartościować swój biznes. Pokazać się z innej strony. Dopasować do rynku, a nie odstawać od niego, nie oferując absolutnie niczego, poza niską ceną. Póki co, produktami w stylu Mi Notebook Air pokazują, że o niskich cenach można zapomnieć, ale trzymają się jeszcze komend CTRL+C oraz CTRL+V. Mam nadzieję, że szybko zrozumieją, że w tej sposób, to ja mogę dołożyć kilka złotych i mieć – zamiast podróby – prawdziwego MacBooka Air. Xiaomi być może potrzeba dotkliwej porażki, aby ktoś tam w końcu zrozumiał, że rynkowi należy się więcej innowacyjnych Surface Booków, aniżeli wtórnych przecierów z jabłek.
No chyba, że Xiaomi nie ma nic więcej do zaoferowania, co też jest wielce prawdopodobne.