„I felt a great disturbance in the Force, as if millions of voices suddenly cried out in terror and were suddenly silenced.” Te słowa wypowiedział Obi-Wan, gdy wyczuł zniszczenie planety Alderaan przez pierwszą Gwiazdę Śmierci. Choć może w tym wypadku miliony to gruba przesada, nie da się nie zauważyć, że nastąpiło to nagle, bez żadnego uprzedzenia.
Podobnie jak wówczas tego przykładu potęgi Imperium, Disney zupełnie anulował, co ja mówię, wykasował z egzystencji gry Tiny Death Star oraz Star Wars: Assault Team. Aplikacji nie pobierzecie już ani na Androidzie, ani iOS-ie. Urządzenia z systemem Microsoftu na pokładzie również odpadły. Jasne, można się śmiać, że rebelianci Disneya dokonali udanego ataku na małą gwiazdę śmierci, ale mi wcale do śmiechu nie jest.
Przyznam się od razu, że mimo bycia fanem marki, jeszcze do niedawna, Lucasa, jakoś nie miałem okazji w nie zagrać. Robiłem przymiarki do TDS, ale jakoś ciągle coś nowego się pojawiało i nie poświęciłem jej należytego czasu, czego teraz żałuję. Osłody dodaje fakt, że była to gra darmowa, więc na pewno znajdzie się jakiś apk w sieci.
[Trailer gry Tiny Death Star]
Inna sprawa, że jak wiele tytułów free-to-play, również te miały opcje mikrotransakcji. Jeżeli ktoś z nich skorzystał, to już tego nie zrobi. Nawet w przypadku posiadania na swoich urządzeniach tych gier, wirtualna waluta nie będzie działać. OK, sam nigdy nie płacę za darmowe gry, jeśli jednak korzystałbym z wirtualnych udogodnień za prawdziwe sumy, poczułbym się, delikatnie mówiąc, oszukany.
Gdybym był Chewbaccą, z mojej gardzieli wydobyło by się głośne RRAAWWWR! co moglibyście przetłumaczyć jako WTF Disneyu? Naprawdę nie rozumiem takiego postępowania, jest to brak poszanowania dla fanów i graczy. A przecież można to było zrobić zupełnie inaczej. Wziąć przykład chociażby od twórców gier MMO i wystosować oficjalne oświadczenie i podać termin w jakim zostaną usunięte te produkcje. A w międzyczasie zamknąć sklep. I co, prawda, że lepiej?
[Trailer gry Star Wars: Assault Team]
Przyznam, że gdy ogłoszono przejęcie marki Star Wars przez Disneya, internetowy hejt udzielił mi się przez chwilę, potem jednak postanowiłem dać im kredyt zaufania, zwłaszcza że wypowiedzi na temat VII epizodu napawały nadzieją. Lucas już od pewnego czasu niestety rozmieniał swoje opus magnum na drobne, więc liczyłem na to, że wszystko podąży w dobrym kierunku. J.J. Abrams, autor udanego reebotu Star Treka za kamerą, koncentracja na prawdziwych krajobrazach, zamiast przesadzania z efektami CGI itd. To wszystko sprawiło, że uwierzyłem w możliwy sukces, bez szargania świętości, jaką dla wielu są Gwiezdne Wojny.
I dalej wierzę. Problem w tym, że obawiam się, w jaką stronę potoczą się losy segmentu growego. Już anulowanie Star Wars: 1313 i kilku innych projektów zaczęło budzić niepokój. Przypomnę, że w dwóch trzynastkach mieliśmy się wcielić w łowcę nagród ścigającego kryminalistów na planecie Coruscant. Bez mocy Jedi, bez mieczy świetlnych i w ładnej oprawie graficznej. Teraz Tiny Death Star i Star Wars: Assault Team dołączają do grona potępionych.
Nie bez powodu mówi się: „jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze”. Mam nieodparte wrażenie, że te tytuły po prostu nie przynosiły odpowiednich zysków, w przeciwieństwie do, wciąż obecnego, Star Wars: Commander, klona Clash of Clans, który w Stanach Zjednoczonych jest na 18. miejscu najlepiej zarabiających gier na iPhone`ach. Co ciekawe – nie będąc nawet w Top 100 najczęściej ściąganych. Resztę jesteście w stanie dopowiedzieć sobie sami.
Z drugiej strony, być może Disney zorientował się, że ma zbyt wiele otwartych projektów w tym uniwersum i po prostu zawęził ich liczbę. Jednak sposób w jaki zostało to przeprowadzone, wyprowadziłby z równowagi nawet Yodę. Disneyu, w imieniu fanów Gwiezdnych Wojen proszę: ogarnij się!
Źródło: androidauthority, venturebeat