Tym razem bez patosu, czarów czy efektów specjalnych. Bezwstydny Mortdecai to produkcja, która już dziś wejdzie na nasze ekrany. Film opowiada o lordzie Charlesie Mortdecai, arystokracie, koneserze sztuki i marszandzie, uwikłanym w niejasne interesy i próbującym dorobić się na handlu sztuką.
Zwiastun wróży w miarę lekką i przyswajalną komedię. Film jest reżyserowany przez Davida Koeppa, znanego m. in. z Jurassic Park, Spidermana czy Mission: Impossible. Jestem pełna nadziei, że w odtwórcy głównej roli przestanę w końcu widzieć wyłącznie Jacka Sparrow’a (mimo tak wielu interesujących inkarnacji Deppa w różnych filmach wciąż mnie prześladuje to porównanie), i przestanie mi się kojarzyć z dziwacznymi, pierwszoplanowymi indywiduami Tima Burtona.
Kolejną zaskakującą zmianą jest jego filmowa partnerka – Gwyneth Paltrow (w roli żony Mortdecaia) . Zastanawiające jest także rozdzielenie się tandemu kinowego, znanego z najgłośniejszych produkcji ostatnich lat – Burtona, Deppa i Heleny Bohnam Carter. Mimo tak wielu wspólnych sukcesów obecnie każde z nich pracuje nad czymś innym (Burton dołączył do swoich dokonan filmowych Wielkie Oczy, a ostatnia z tej trójki zobaczymy w… Kopciuszku).
Wracając do tytułowego bohatera – niepospolite pochodzenie, arystokratyczny wdzięk czy gustownie podkręcony wąs mogą przywodzić na myśl wygląd i zachowanie Casanovy. Wąsik za to przywodzi na myśl Aleksieja Wrońskiego z ostatniej, średnio udanej adaptacji Anny Kareniny. Mortdecai zdaje sobie sprawę ze swojego wdzięku i w pełni wykorzystuje jego możliwości. Jest to zresztą postać, której naprawdę trudno nie lubić, mimo tak wielu wad, jak chciwość, towarzyskie gafy czy słabość do zbytku.
Misją naszego bohatera jest odnalezienie zaginionego płótna Goi, które zawiera wskazówki, jak jego posiadacz może szybko pomnożyć swój majątek – prawdziwa gratka dla utracjusza, lubiącego luksusy i łatwy zarobek. Zadanie byłoby jednak zbyt proste, gdyby nie było w nim jakiegoś rywala czy przeciwnika – jest nim Alistair Martland (w tej roli znakomity Ewan McGregor), który nie tylko zmierza do tego samego celu, ale ma też niecne zamiary wobec żony arystokraty. Sam Martland również jest uosobieniem amanta, jednak w przeciwieństwie do tytułowego bohatera, cechuje go pewna zaradność życiowa.
Kolejną niebagatelną dla filmu postacią jest lokaj Charliego – Jock Strapp, (w jego roli Paul Bettany – poznaliście go już w Pięknym umyśle czy Kodzie da Vinci), który oprócz wykonywania obowiązków służbowych – dosłownie niańczy swojego chlebodawcę (co zresztą nie jest najszczęśliwszym określeniem tego lekkoducha bez grosza przy duszy), będąc dla niego kierowcą, lokajem, bodyguardem i właściwie wszystkim, czego tamten w danym momencie potrzebuje. Bohater nierzadko przypłaca to zdrowiem (włączając w to rany postrzałowe czy sztuczne oko – widzę tu duży potencjał dla wielu gagów w filmie!). A teraz przyjrzyjmy się pracy – powiedzmy to sobie szczerze – idealnego pracownika:
Film powstał na kanwie czterech powieści angielskiego pisarza Kyrila Bonfiglioli, w których pierwsze skrzypce grał właśnie Mortdecai. Książki z tej serii zostały wydane w latach 70. XX w.
Pomysłem na film podzielił się z reżyserem sam odtwórca głównej roli, okazało się również, że saga o przebiegłym koneserze ma wielu innych amatorów w świecie filmu – jak choćby Craig Brown czy Hugh Laurie. Ciekawe, czy odkrycie tej postaci przez przemysł filmowy przyczyni się do wzrostu sprzedaży książek, jak w wypadku Harry’ego Pottera czy Władcy Pierścieni? Tego typu produkcjom zawsze przyglądam się z pewnym dreszczem emocji – czy czerpiąc z poprzednich epok i naśladując ich styl (początki XX wieku) zdołają przekazać ducha tamtej epoki? Na te pytania będziemy mogli odpowiedzieć sobie już niebawem.
Źródła: moreintelligentlife