Dzisiejsza konferencja miała dla mnie tylko jednego bohatera. Sorry, Apple Watch, ale ktoś inny skradł Ci dzisiaj wieczór.
Kto czyta moje wpisy dobrze wie, że jestem zagorzałym zwolennikiem Chromebooków. Tanie i bardzo ciekawe urządzenia, z których korzystam już od dłuższego czasu, dające mi codziennie wiele satysfakcji. Nie oznacza to jednak, że z pewną zachłannością nie spoglądam na MacBooki. I choć model Air z pewnością jest tym, co chciałbym zobaczyć na swoim biurku, tak po dzisiejszej konferencji do tego pragnienia mogę dołożyć przede wszystkim nowego MacBooka. Szefie! Poproszę o podwyżkę!
To, że wszystkie urządzenia Apple – bez wyjątku – wyglądają rewelacyjnie wiadomo nie od dziś. Podobnie jest oczywiście z nowym MacBookiem, który jako pierwszy nie będzie miał podświetlanego jabłka. Trochę szkoda i choć to mało istotny dodatek, cała reszta wgniata w fotel. Jak bowiem można stworzyć tak cienkiego i tak lekkiego notebooka? Mówiąc szczerze, nie mieści mi się w głowie. To trochę tak jak dołożenie do iPada Air 2 klawiatury. I choć na konferencji jak zwykle ze sceny padały słowa pełne podniecenia, które znam już chyba na pamięć, tak były to rzeczywiście emejzingi na miarę nowego produktu z logiem nadgryzionego jabłka.
Jaraliście się lekkością Macbooków Air? Cóż… nowa wersja jest o 24 proc. cieńsza i waży zaledwie… 900 gramów. Nawet osoby, które nie są fanami Apple muszą przyznać, że to robi wrażenie! Tim Cook wnosząc jeden egzemplarz na scenę żartował, że nowy MacBook jest jak duch. I rzeczywiście, patrząc na ten obrazek można było tak stwierdzić. Oczywiście przy tym obsesyjnym wręcz dążeniu do tego by urządzenia były cienkie, Apple nie zapomniał o fenomenalnym designie oraz ergonomii.
Na pierwszy ogień klawiatura, która została zaprojektowana od nowa. Patent, na którym opiera się jej działanie nazywa się „Butterfly mechanism”. Ma to sprawić, że pisanie stanie się nie tylko wygodniejsze, ale bardziej efektywne. Wielokrotnie można było usłyszeć, bądź przeczytać opinie, że klawiatury w Mackach są najlepsze, czy też jedne z najlepszych i myślę, że teraz to się tylko potwierdzi. Chętnie sam położyłbym już na niej swoje paluchy i sprawdził, czy rzeczywiście tak jest.
Zastosowany 12-calowy ekran to oczywiście Retina, która wyświetli obraz w rozdzielczości 2304×1440 px. Najcieńszy z wszystkich zastosowanych we wszystkich modelach Maca – tylko 0,88 mm, a do tego bardziej energooszczędny – 30 proc. Tradycyjnie zapewniano nas o niesamowitych wrażeniach, które ma nam dostarczyć wyświetlacz, ma w tym pomóc ponad 3 miliony pikseli.
Gładzik, również doczekał się wielu zmian. Zbudowano go w zasadzie od nowa i działa w technologii Force Touch. Ma cztery sensory nacisku, dzięki czemu będziemy mieli wpływ na siłę z jaką nawigujemy po nim palcami. To z pewnością pomoże dopasować go do własnych potrzeb. Dodano również zestaw nowych gestów, dzięki czemu komfort pracy z OS X jeszcze bardziej się poprawi.
Coś, co bardzo mi się spodobało to pasywne chłodzenie, a to oznacza brak wentylatora i absolutną ciszę. Chwalę sobie to rozwiązanie przy okazji mojego Chromebooka 2 od Samsunga (tutaj jego recenzja – dla chętnych) i muszę przyznać, że z pozoru niewielkie usprawnienie, w codziennej pracy jest naprawdę niezwykle przyjemne. Nowy MacBook, dzięki temu, że brak mu wentylatora i zmniejszono płytę główną o 67 proc. okazał się bardzo minimalistycznym sprzętem pod względem wnętrzności. Zaoszczędzone miejsce udało się genialnie wykorzystać. Jak? Oczywiście wolną przestrzeń zajęły dodatkowe baterie. Dzięki temu urządzenie ma wytrzymać bez ładowarki około 9-10 h, co jest bardzo dobrym wynikiem. Co ciekawe, jak przystało na Apple nawet w środku MacBook wygląda elegancko i z gracją.
I teraz chyba najciekawszy element. Nowy MacBook ma tylko jeden port. Nazywa się USB-C i jest nowym standardem, który ma zastąpić ładowanie, przesył danych, podłączenie do monitora. Słowem wszystko. Jeden kabel, jedno złącze, kilka możliwości. Brzmi rewelacyjnie, ale ciekaw jestem, jak to będzie wyglądać w praktyce. W sumie ciężko sobie wyobrazić aktualnie komputer bez złącza USB. Podłączenie pendrive’a, dysku przenośnego, czy chociażby aparatu w celu zgrania zdjęć. W tym przypadku nie będzie to takie proste i oczywiste. Ciekawy krok Apple, który z jednej strony sprawia, że mam pewne obawy – z drugiej zaś pamiętam, jak dziwnie kupowało mi się komputer bez stacji dyskietek, która wydawała się niezastąpiona. Dzisiaj nikt o tym nie pamięta i za chwilę może okazać się, że ten krok będzie jak najbardziej słuszny. Z pewnością podoba mi się to założenie – jeden kabel od wszystkiego. Pytanie tylko jak to wygląda w praktyce?
Powoli dochodzimy do najgorszego momentu. Zanim jednak napiszę o tym, o czym już wszyscy myślą dodam, że do dyspozycji otrzymujemy dwie wersje nowego MacBooka. Różnice pojawią się w dwóch podzespołach. Dysk twardy i typ procesora. W pierwszym przypadku znajdziemy jednostkę Core M 1,1 GHz + Grafika Intel HD 5300 + 256 GB dysk SSD + 8 GB RAM. Druga wersja ma trochę mocniejszy procesor o częstotliwości 1,2 GHz oraz dwukrotnie pojemniejszy dysk. Reszta jest taka sama. No i teraz ten wspominany moment… cena. 6299zł oraz 7799zł. Komentarze? Myślę, że zbędne. Odechciewa się z miejsca wszystkiego. Czemu za „emejzing” i zajebistość nadgryzionego jabłka trzeba aż tyle bulić? Ech… szkoda gadać.
Na dokładkę dodam, że ceny MacBooka Air i Pro również radośnie podskoczyły. Odpowiednio o 500zł i 700zł. Zresztą to nie jedyne podwyżki w sklepie Apple. Resztę po prostu przemilczę. Pomijając na koniec ten fakt, nowy MacBook zrobił na mnie świetne wrażenie i z miejsca zamarzyłem go mieć. Ciekaw jestem, jak w jego przypadku będzie wyglądać wydajność, ponieważ na pierwszy rzut oka zastosowane procesory mogą sprawiać wrażenie kiepskich. Na konferencji nic o wydajności nie wspominano tak więc tym bardziej wydaje się to zagadkowe. Z drugiej strony przy takiej cenie nie ma możliwości, by ten sprzęt dział słabo.
Sprzedaż nowych MacBooków rusza 10 kwietnia w trzech kolorach. Space Gray, Silver i Gold, który wygląda obłędnie. Mmmm….. I co są chętni?
Foto: apple