W ostatni piątek Amerykanie oszaleli na punkcie zakupów. Święto obniżek cenowych zaczęło się już tydzień wcześniej w wielu sieciach, ale prawdziwe apogeum nastąpiło właśnie tuż przed weekendem, następnego dnia po Święcie Dziękczynienia. Dzień ten nazywa się Czarnym Piątkiem, z tą różnicą, że w tym roku przyspieszono go trochę, i solidne wyprzedaże zaczęły się już w czwartek wieczorem, kiedy wszystkie amerykańskie rodziny zasiadają do wspólnego stołu, by świętować. No prawie wszystkie, bo ci, którzy musieli wówczas pracować nie mogli tego zrobić… A obroty przekroczyły najśmielsze oczekiwania analityków!
Rynek kocha napędzać konsumpcję, bo bez tego nie funkcjonuje. Nasze pieniądze są mu tak samo potrzebne, jak nam woda do życia. Ale prawda jest taka, że z pustego nie nalejemy. Dlatego nawet jeśli nie mamy pieniędzy, to posiłkujemy się kredytami, ratami i innymi rozwiązaniami pożyczkowymi, które mają nam umożliwić zrealizowanie marzeń. Nie wiem, na jakim etapie są Amerykanie, ale niewątpliwie naród ten potrafi korzystać z promocji i w dzikim pędzie realizować swoje zachcianki. Tak, jak jestem pełen aprobaty, tak też czuję do takich inicjatyw, jak Czarny Piątek niechęć.
Prawdziwe żniwa odbyły się w Internecie. Rok do roku sprzedaż w sieci wzrosła o 18 proc. i jej wartość przekroczyła 1 mld dolarów właściwie w zaledwie dwa dni! Ogromny udział w tym przedsięwzięciu miały urządzenia mobilne, których sprzedaż stanowiła aż 24 proc. wszystkich dokonywanych zakupów (skok o 118 proc. rok do roku!). Amerykanie gł. decydowali się na tablety (15,6 proc.) oraz smartfony (8,6 proc.).
Czarny Piątek był w pewnym sensie naprawdę czarny dla urządzeń z Androidem. Wprawdzie wygenerowały sprzedaż na poziomie 42 mln dol. (tablety) oraz 106 mln dol. (smartfony), ale zmiażdżył je pod tym względem sprzęt z systemem iOS. Na iPady wydano 417 mln dol. w sprzedaży online, a na iPhone’y 126 mln dol!
Największy szczyt zakupowy odnotowano na stronach internetowych sklepów w godzinach między 11:00 a 12:00, kiedy przewinęło się przez nie w sumie aż 150 mln dol. w ciągu zaledwie 1 godziny. Reasumując – na zakupy (w sieci i sklepach stacjonarnych) z okazji Święta Dziękczynienia i Czarnego Piątku – Amerykanie wydali aż 1,93 mld dol., co oznacza wzrost w stosunku do zeszłego roku aż o 30 proc. Czy może być lepsza rekomendacja dla tego typu przedsięwzięć dla reszty świata? A przecież to nie koniec festiwalu zakupowego przed Świętami Bożego Narodzenia. Ten będzie trwał w najlepsze jeszcze przez najbliższe tygodnie, nie tylko zresztą w USA, ale na całym świecie.
No dochodzimy do meritum. Z jednej strony pochwalam ten wspaniały obrót pieniądzem, a z drugiej jestem nim zdegustowany. Pochwalam, bo sam chętnie wziąłbym udział w przecenach, dzięki czemu liczyłbym na okazyjny zakup sprzętu. Ale po artykule w serwisie Gazeta.pl już mi się odechciało… Przez to, że wiele sieci handlowych rozpoczęło Czarny Piątek już w czwartek wieczorem, to nagle okazało się, że tysiące Amerykanów, którzy musieli wrócić do pracy w sklepach, zmuszonych było rodzinną kolację z indykiem w roli głównej, przełożyć na inny termin…
I tak oto konsumpcja, dziki pęd za promocjami, nienajedzona machina kapitalizmu, pożarła portfele, wypluła z nich resztę, a każdy szczęśliwie wrócił do domu ze swoimi gadżetami, które za góra pół roku nie tylko będą już z perspektywy technologicznego czasu przestarzałe, ale i zastąpione kolejnymi, nowymi modelami. Ludzie sami pozbawiają się swoich relacji, na rzecz budowania tych z przedmiotami. Niby nic takiego, ale przecież to zwiastun okropnej wręcz, wiszącej w powietrzu samotności. Wszelkie święta są nam dzisiaj potrzebne do celebrowania zakupów, bo ten pęd na promocje jest przecież wszędzie. A szkoda, bo wszyscy wyznają gromko imię jednego boga. Na imię mu Mamona…
>>>>
Dane o sprzedaży w czasie Święta Dziękczynienia i Czarnego Piątku zebrane i przygotowane przez Adobe Digital Index
Źródło, foto: thenextweb, cmo, sxc