Microsoft przestaje w moich oczach wyglądać na ociężałą kobyłę, a staje się coraz bardziej rozpędzonym pociągiem. Podoba mi się kierunek rozwoju Windows 10 na smartfony, bardzo sobie cenię uwolnienie pakietu Office i dostęp do tej aplikacji na urządzeniach z jabłkiem i zielonym robotem. Na aplauz zasługuje też Skype, który potrafi w locie tłumaczyć rozmowę z jednego języka na inny, a także coraz fajniejsze projekty, jak ten, którym jest Cortana. Ale po tych doniesieniach, mój entuzjazm niego przygasa… Jako aktywny użytkownik Nexusa z Lollipopem nie chciałbym tutaj asystentki Microsoftu…
Agencja Reuters podała właśnie, że gigant pracuje nad dwiema wersjami Cortany, które miałyby zostać zaadaptowane również w Androidzie oraz iOS. Zdziwieni? Ja trochę tak – bo liczyłem, że będzie to jeden z koni pociągowych i zarazem jedna z kart przetargowych w walce o rząd klientów konkurencyjnych systemów operacyjnych – i trochę nie – bo jednak Microsoft mocno się zmienia, niesamowicie otwierając i w pewnym sensie może grać Vabanque. Bo jeśli smartfonowy biznes z Windows nadal nie będzie przynosił zysków w postaci kolejnych sprzedawanych słuchawek, to może chociaż uda się zachęcić ludzi do korzystania z unikalnego oprogramowania w postaci Cortany i tą drogą uda się ich przeciągnąć do siebie?
Gigant z Redmond sporo ryzykuje tym krokiem. Kiedy przeczytałem o tym newsie, to szybko skonstatowałem, że wcale nie chcę jego asystentki głosowej, mającej aspiracje stać się czymś na kształt sztucznej inteligencji, na smartfonach z Androidem czy iOS. Dlaczego? Bo tkwiąc w ekosystemie Google, kiepsko znoszę przesiadkę na konkurencyjne rozwiązania. Z tego powodu zamiast Office nadal wybieram Docsy, zamiast Binga wyszukiwarkę Google, a do zarządzania pocztą miałem kolejno Gmaila, a teraz mam Inboxa. Nie chcę Outlooka, chociaż jest genialny, szczególnie ten w nowej odsłonie.
I moje postępowanie wcale nie wynika z faktu, że obraziłem się na Microsoft, tylko z tego, że środowisko Google jest ze sobą niesamowicie ściśle pointegrowane. Nawet wygodniej mi robić notatki w Keep, aniżeli w świetnym Evernote. Uwielbiam tą spójność, tym bardziej, że u mnie dochodzi jeszcze silna obecność Chromebooka z Chrome OS na pokładzie, na którym powstaje chociażby ten wpis.
Tak samo sprawa wygląda w drugą stronę, kiedy mam akurat urządzenie z Windowsem Phone. Tam staram się znaleźć rozwiązania podobne do tych Google, bo stanowią one moje codzienne narzędzia pracy. Ale łatwo przesiadam się na te, które otrzymuję od Microsoftu i z łatwością zarządzam wszystkimi swoimi treściami mając w zanadrzu pakiet Office, Outlooka właśnie, Internet Explorera czy dostęp do Chmury OneDrive.
Zmierzam do tego, że dzisiaj świetnie korzysta mi się z Google Now. Odkąd mam smartwatcha z Androidem Wear na nadgarstku, to właściwie w smartfonie rzadko kiedy szukam czegoś głosowo. Wszystko robię z poziomu zegarka, a obsługa jest tak intuicyjna, że mam wrażenie, jak bym wydawał komendy drugiemu człowiekowi. To ekstrawygodne, więc nie bardzo widzę sens sięgania po Cortanę na swoim Nexusie. Analogicznie mogę wypowiedzieć się o S Voice. Bariera językowa nie jest dla mnie problemem w korzystaniu z asystentki Samsunga, ale zwyczajnie nie czuję takiej potrzeby nawet, kiedy testuję różne smartfony tego producenta, skoro i tak z Google Now rozumiemy się najlepiej.
Dlatego martwi mnie, że Cortana miałaby znaleźć się w Androidach i iPhone’ach. Bo Siri również ma sens tylko w jednym środowisku. Swoją drogą chociażby Apple Watch będzie mocno z nią zintegrowany, a to oznacza tylko jedno – Cortana się u takich osób, które siedzą po uszy w iOS nie sprawdzi. Bo nie mam zielonego pojęcia, jak miałoby się to stać? Zwłaszcza, że fani Apple są bardziej ortodoksyjni i przywiązani do dedykowanego środowiska i sugerowanych z nim rozwiązań.
Microsofcie – może lepiej tym razem się nie spieszyć? Poczekałbym jeszcze trochę. Bo ja się obejdę bez Cortany na swoim Nexusie, ale czy Ty się obejdziesz bez niej, jako magnesu, w swoich smartfonach z Windowsem 10…?
Źródło: reuters