Od dzisiaj dostępne w repozytorium Google jest nowe wydanie systemu Android 8 Oreo w wersji Go Edition, które jest przeznaczone na najsłabsze smartfony świata. Skąd taka decyzja Google? Bo – jak sam gigant przyznaje w swoim wpisie na blogu – w Indiach w tej chwili jest więcej urządzeń z Androidem, aniżeli w Stanach Zjednoczonych. Jeśli jeszcze zastanawiasz się po co komu odchudzony system, to masz swoją odpowiedź – aby solidnie rozgościł się na rynkach wschodzących i przygotował grunt pod tego pełnego, wysmażonego na głębokim oleju – Androida w maksymalnie funkcjonalnym wariancie. A ma to głęboki sens, jeśli weźmiesz pod uwagę chociażby fakt, że za sprawą jego mobilnego systemu operacyjnego, w rękach Google jest tak naprawdę 2 mld. aktywnych urządzeń świata. I choćby to były miliardy w najbiedniejszych zakamarkach świata, to i tam da się to zmonetyzować.
OK, nie chcę jednak tutaj roztrząsać etycznych ZA i PRZECIW. Wszak prosty, szybki i czytelny system Android, jest na rękę każdemu. Producentowi – bo nie musi stawiać na mocne podzespoły, aby zaoferować szybko działający smartfon; twórcom oprogramowania, bo ci mogą je tworzyć w wersji Lite (co i tak jest bardzo powszechne), więc również gwarantują odpowiedzialną gospodarkę dostępnymi zasobami; Google’owi – bo sprawuje nad tym całym majdanem swoją świętą, cyfrową pieczę; użytkownik końcowy – bo dostanie wreszcie swojego wymarzonego zetafona i nie będzie miał na co narzekać.
Co nowego zatem w Androidzie 8 Oreo Go Edition? Przede wszystkim surowa dieta, na którą wysłano ten system. Do niedawna – mając pamięć 8GB na dane, trzeba się było liczyć z tym, że dobra połowa – i to w tzw. czystym wariancie – jest zarezerwowana na system, z jego punktem przywracania etc. Teraz ta przestrzeń została w dużej mierze odzyskana. I, jak to finezyjnie Google przedstawia na poniższej grafice – widać, że wycięto cholernie dużo kodu. Co ważne – przełoży się to nie tylko a to, ile pamięci ROM zostaje spożytkowane przez platformę, ale też same aplikacje, przy których gigant z Mountain View obiecuje aż 50-proc. mniejsze rozmiarowo apki!
Oczywiście system będzie zużywał też mniej zasobów pamięci podręcznej, więc na smartfonach z mniejszą ilością RAM, całość powinna dużo płynniej pracować. Druga rzecz, to odpowiednia optymalizacja Sklepu Google Play, który będzie wyróżniał aplikacje, jakie na słabszych telefonach z Go będą pracować efektywniej.
Ostatnia rzecz, to oczywiście same aplikacje Google, które stracą sporo na wadze, więc finalnie będą lżejsze dla całej platformy. Ciekawe, czy ich lajtowe warianty będą też dostępne na pełne edycje Androida? W niektórych przypadkach można by po takowe zamienniki sięgnąć. Ot – chociażby (w moim przypadku) – chętnie zastąpiłbym np. Google Plus chudszym wariantem tejże apki. Dziś już praktycznie nie korzystam z tej społecznościówki, więc nie potrzebuję obciążającej wersji. No, ale jej akurat w wersji Go nie ma… Są za to: wyszukiwarka Google Go, asystent Google Assistant Go, do oglądania filmików w Sieci YouTube Go, oczywiście flagowe produkty, czyli Google Maps Go i Gmail Go, a także klawiatura Gboard, wspomniany już Sklep Google Play, przeglądarka internetowa Chrome, a także – niejako na deser – zupełnie nowa aplikacja do przeglądania zasobów systemu Files Go.
W każdym razie – opcji związanych z optymalizacją w Androidzie Go jest/będzie znacznie więcej, a te wpłyną realnie na efektywność poszczególnych aplikacji. Wg Google w tej wersji systemu, już teraz każda natywna apka włącza się o mniej więcej 15 proc. szybciej. Jak podaje gigant – realnie może to dawać przy globalnym ujęciu – aż milion godzin dziennej oszczędności czasowej przy uruchamianiu kolejnych aplikacji! Zasobożerność będzie więc w Androidzie w wersji Go – rzadkim zjawiskiem.
OBY!