Czy jest na świecie chociaż jeden serwis technologiczny, który nie wzdycha nad aparatami w smartfonach Sony Xperia XZ i X Compact? Bo ten blog będzie w takim razie pierwszym takim miejscem. Właśnie wróciłem z targów IFA 2016 w Berlinie i już drugi dzień z rzędu staram się rozgryźć, co jest nie tak ze zdjęciami wykonywanymi przez najnowszego flagowca? Specyfikacyjnie wygląda to przecież bajecznie. Ale tylko w materiałach prasowych, bo w rzeczywistości jest sporo nierówności.
W dość trudnych warunkach oświetleniowych, z ciągle zmieniającym się otoczeniem, bowiem falami przewalają się nieustannie grupy ludzi, starałem się wykonywać te same fotki Xperią XZ (a konkretnie trzema różnymi modelami, aby mieć pewność, że to co widzę, nie jest tylko wadą fabryczną określonego egzemplarza) oraz Nexusem 6P od Huawei. I szczerze pisząc – swojego aparatu za nic bym nie oddał w zderzeniu z tym, co zaoferował mi nowy flagowiec Sony.
Nie chcę sobie wymyślać problemów i mnożyć opisów. Niech przemówią same zdjęcia. Ogólnie rzecz ujmując – scena wygląda całkiem OK. Niby wszystko widać i jest jak należy, tyle że znowuż, najważniejszą rolę odgrywają tutaj detale, a te wychodzą przy powiększeniu już zrobionego zdjęcia – marnie…
Jak widać na zbliżeniach, punkty powiększone zdradzają dziwną praktykę aparatu w Xperii XZ – wygląda to tak, jakby kamerka dorysowywała brakujące piksele, ale robi to tak nachalnie i w tak dużym stopniu, że postaci wyglądają, jakby były ulepione z plasteliny lub namalowane akwarelami… I o ile bliższe partie w kadrze wychodzą całkiem w porządku, tak już te znacznie oddalone fatalnie, jak jakiś zlepek gliny obliczony przez algorytmy aplikacji fotograficznej…
Nie ukrywam zawodu. Wiem, że dopiero testy redakcyjne pokażą mi, na co stać ten aparat, ale nie oszukujmy się – jeśli starsza kamerka z Nexusa 6P (notabene również od Sony) potrafi z umiarem radzić sobie z odwzorowaniem kolorów i konturów postaci lub przedmiotów, a nowoczesny i zaawansowany sensor popełnia tego typu – nazwijmy to – twórczość kreatywną w trybie automatycznym – to ja dziękuję za taki aparat…
Druga rzecz, którą również przyjmuję z niemałym zawodem to fakt, że brakuje pośrednich rozdzielczości. Maksymalna wynosi 23 Mpx. Zaraz po niej jest możliwość zrobienia zdjęcia w 20 Mpx, a później… Później już tylko GIGANTYCZNA PRZEPAŚĆ i kolejna opcja wyboru – 8 Mpx… Czy to jest jakiś żart? Ale to nie koniec. Trzecim minusem jest możliwość używania dedykowanych filtrów fotograficznych wyłącznie w maksymalnie 8 Mpx! Kurczę, coś tu wyraźnie nie gra…
Po cichu liczę, że może to jeszcze błędy wieku niemowlęcego…? Ale niestety obawiam się, że cudów tutaj nie będzie. I tym bardziej czuję się zawiedziony. Bo aparatem Sony chwali się na każdym kroku przy swoich smartfonach, a fotografie, które te telefony wyciągają w standardzie (czyli trybie Automatycznym), w którym przeciętni Maliniak z Kowalskim ich używają, nigdy nie będą tak dopieszczone, jak te z materiałów prasowych. Może staje się to nudne, ale naprawdę polecam skorzystać z jednego z czołowych SGS, LG lub Huawei, aby zobaczyć, jak wykonuje się zdjęcia i w jakiej jakości, kiedy za sensor Sony bierze się konkurencja…