Samsung Chromebook Series 3 przyjechał do mnie w niedużym kartonie. Po rozpakowaniu znalazłem w nim: oczywiście Chromebooka, ładowarkę oraz dwie książeczki z szybką instrukcją obsługi i kartą gwarancyjną, a wszystko obłożone delikatną pianką i zapakowane w folie. I to wszystko. Nie było szału, ale też nie oczekiwałem specjalnych dodatków, no bo niby co miałoby się oprócz tego zestawu znaleźć w środku?
Komputer jest bardzo lekki. Waży zaledwie 1,1 kg i od razu poczułem, że nie będę się z nim męczyć. Karton mimo, że nie był największy, to sam sprzęt wydał mi się w nim bardzo mały. Po wyjęciu z pudełka szybko przekonałem się, że jego wielkość jest idealna. Ekran jest o przekątnej 11,6 cala i moim zdaniem to doskonały rozmiar jak na mobilnego notebooka, który ma służyć do zadań typowo sieciowych. W połączeniu z wagą robi bardzo przyjemne wrażenie. Ponadto designem – zwłaszcza po otwarciu – przypomina MacBooka Air.
Przy próbie pierwszego włączenia trzeba pamiętać o podłączeniu do ładowarki, bowiem ze względów bezpieczeństwa bateria jest całkowicie rozładowana. Kiedy już go uruchomiłem, to na własnej skórze mogłem przekonać się, że szybkość Chromebooka od Samsunga nie jest tylko sloganem reklamowym. Po włączeniu, kiedy przeszedłem ekrany startowe z ustawieniami konta Gmail, Wi-Fi, sprawdzenia i pobrania aktualizacji, ukazał się moim oczom pulpit. Niestety zawiódł mnie trochę ekran, który nie wyświetla krystalicznego obrazu, ale tragedii też nie ma. Odrabia straty tym, że jest matowy i można spokojnie pracować na nim w jasnym słońcu.
Jeśli chodzi o porty, to i tutaj jestem zadowolony. Właściwie wszystkie znajdują się na tyle obudowy. Ich rozkład oraz wybór nie jest powalający, ale zupełnie wystarcza. Mamy dwa wejścia USB, w tym jeden 2.0 oraz drugi 3.0. Oprócz tego wyjście HDMI oraz slot na karty SD. Podłączymy też słuchawki, a mikrofon wbudowany jest w ramkę, ponad ekranem obok kamerki.
Najważniejsze jednak, że od momentu włączenia Chromebooka mam jedno, jasne przeświadczenie – ten sprzęt jest od razu gotowy do pracy! Dokładnie tak! Wszystkie dane, zakładki, rozszerzenia, aplikacje itp. pobrał z ustawień przeglądarki Chrome, na której pracuję na komputerach z Windowsem. Nie miałem nawet problemu z hasłami. Wszystko jest ze sobą pod względem softu idealnie zgrane, obsługa intuicyjna. Ta natychmiastowa gotowość do działania była dla mnie najbardziej zaskakująca. Od razu widać, dlaczego ten system i koncept na niego może wygrać z Windowsem.
Teraz zabieram się do bardziej dokładnych testów. W najbliższych tygodniach przygotuję szczegółową recenzję. Jeśli macie jakieś pytania, zapraszam do komentarzy!
Foto: Zdjęcie tytułowe: Krzysztof Bojarczuk (BoJaR)