Przeglądarka Chrome skończyła 5 lat. W ciągu tego czasu, zależnie od badań, albo jest najpopularniejszą przeglądarką internetową świata, albo lada moment nią będzie. Ale Chrome to również system operacyjny oparty o jej strukturę, który instalowany jest na Chromebookach. Z założenia system ten potrzebuje dostępu do Internetu, żeby można było pracować na aplikacjach instalowanych do niego na zasadzie wtyczek ze sklepu Chrome Web Store. Z okazji urodzin przeglądarki, Google oddaje nam nową, rewelacyjną funkcjonalność: pakiet aplikacji, które mogą zostać fizycznie zainstalowane i nie potrzebują do pracy Internetu. Dzięki Chrome, Google wprowadza swojego konia trojańskiego do Windowsa, i jestem przekonany, że zgarnie dzięki temu ogromnie dużą stawkę.
Z nowości najbardziej ucieszą się właściciele Chromebooków, bowiem to oni byli do tej pory zależni od dostępu do sieci. Teraz popularne aplikacje, z których najczęściej korzystają pozwolą na pracę offline.
Co więcej, od teraz pod systemem Windows będziecie mieli dostęp do nich z poziomu launchera, który dodaje się na pasku, obok przycisku Start. To rewelacyjne rozwiązanie, bowiem pakiet zawiera na prawdę świetne aplikacje, jak Pixlr Touch Up (do prostej edycji grafiki), WorkFlowy (notes/prosty edytor tekstu), Google Keep (notatki od Google), Pocket (do zapisywania stron internetowych, które chcemy przeczytać później), Magisto (do obróbki filmów), czy Lucidchart Diagrams (tworzenie diagramów).
Jeszcze 3 lata temu, kiedy Google prezentował pierwszego Chromebooka, wszyscy pukali się w głowy i pytali, po co nam komputer z systemem operacyjnym opartym na przeglądarce? Na dobrą sprawę, mając Chrome pod Windowsem, macie dużą namiastkę Chrome OS, jednak to jeszcze nie to. Chromebooki obsługuje się zupełnie inaczej, poza tym musimy zerwać z przyzwyczajeniami znanymi z platformy Microsoftu i zdać się na aplikacje dostępne z poziomu Chrome Web Store, a jak dobrze wiemy, trudno rozstać się ze swoimi utartymi schematami, z którymi przez lata się oswajaliśmy.
Danie użytkownikom aplikacji, które instalują się z poziomu Chrome, sprawia że Google zaczyna zachęcać ludzi do aktywniejszego otwierania się na te rozwiązania. W pakiecie są zresztą mało inwazyjne programy, jak Pixlr Touch Up, który świetnie może zastąpić topornego Painta (którego nie znoszę) przy prostej edycji zdjęć. Ponadto dostajemy Google Keep. Jeśli korzystacie z tej aplikacji na swoich smartfonach czy tabletach z Androidem, to teraz dodacie notatki również z poziomu desktopa, a po połączeniu z siecią wszystkie się zsynchronizują.
Google konsekwentnie, małymi kroczkami wchodzi w Windowsa i go rozbraja, dając użytkownikom do wyboru swoje rozwiązania. Jeśli ci w końcu uwierzą, że rzeczywiście nie potrzebują mocnego komputera do obsługi wielu aplikacji, bo większość rzeczy i tak zrobią dzięki przeglądarce, to myślę że wystarczy niewielki krok, żeby przekonać się do przesiadki na Chromebooki. Wg zapewnień Google, te rozwiązania trafią wkrótce również na Macki i komputery z Linuxem. Być może w kolejne urodziny, za następne 5 lat, będziemy mieli rozrośniętą platformę, z milionami użytkowników.
Wszystkiego najlepszego Chrome, oby tak dalej! :)
Źródło, foto: chrome blogspot, chrome web store