Patrząc na sytuację kanadyjskiego producenta smartfonów BlackBerry, zastanawiałem się ostatnio, pisząc o tym, że jeden z największych i najważniejszych dostawców jeżynek na rynku kanadyjskim – operator komórkowy Rogers – nie chce przyjmować do sprzedaży najnowszego dziecka BlackBerry Z30, czy może być jeszcze gorzej? Kłopoty tej firmy wręcz wydają się nieprawdopodobne, a jednak jej upadek jest mocnym znakiem, że pewien symbol dawnego świata odchodzi w zapomnienie. Ale dzisiaj pojawiły się wieści, że jednak Rogers postanowił wycofać się ze swojej decyzji. Z30 znajdzie się w jego ofercie.
Wiem, wydaje się to absurdalne, że tak duża firma, jak Rogers zmienia zdanie z dnia na dzień. W końcu Z30 to nie takie złe urządzenie, chociaż na tle konkurencji nie wypada nadzwyczajnie, to jednak wstydu nie ma i ci, którzy kochają tę markę, nie będą zawiedzeni. Niemniej, jak to możliwe, że operator nagle wycofał się ze swojej anty-BlackBerry-owej retoryki? Przecież ostatnim razem argumentował, że klienci nie są zainteresowani tą platformą, co też podawał, jako oficjalny powód wstrzymania się ze współpracą, a teraz informuje, że jednak ci nie przyjęli entuzjastycznie tej decyzji…
Myślę, że są dwie odpowiedzi tłumaczące ten stan. Pierwsza taka, że rzeczywiście Rogers nie chciał już dalej oficjalnie wspierać swoją dystrybucją nowych BlackBerry i szukał dla siebie furtki, by nie pakować się w stratny biznes, ale skoro jest największym od lat dostawcą tego sprzętu w Kanadzie, to przecież zbudował ogromną bazę klientów jeszcze w czasach, kiedy jeżynki cieszyły się uznaniem i popularnością, i ci przyzwyczajeni do obecności najnowszych urządzeń w jego ofercie, nie mogli znieść myśli, że teraz takiego Z30 nie będzie, bo ani im się śni przesiadka na nadgryzione jabłko, zielonego robota lub kafelki od Microsoftu. I to byłby koronny argument, że BlackBerry ma jeszcze co nieco do powiedzenia.
Ale mam też w głowie drugą myśl, która nie musi być przecież prawdziwa, ale może jest w niej ziarno prawdy. Co mogło przysporzyć jeszcze większego medialnego szumu BlackBerry, jeśli nie tak dramatyczne opuszczenie przez swojego strategicznego partnera w tak trudnym momencie? Kto by nie współczuł? No właśnie! Pomyślałem, że może to właśnie było zaplanowaną akcją, tylko po to, żeby obudzić patriotyzm wiernych marce klientów, by Ci zechcieli znowu jej zaufać. Nikomu nie zależało, by kogokolwiek rozsierdzać, ale żeby mimo wszystko pobudzić sprzedaż.
Może to zbyt daleko idące przypuszczenie, ale trudno mi uwierzyć, żeby tak zażyła współpraca, nagle miała zostać przerwana z czysto biznesowego powodu, jakby już rzeczywiście wcale nie było chętnych na najnowszy model Z30. Szkoda jednak, że to nie wystarczy by firma mogła stanąć na nogi…
Źródło, foto: ubergizmo, blackberry