Chiński Apple – czyli firma Xiaomi ma coraz większy apetyt na rozwój swojej smartfonowej potęgi. Jej szef – Lei Jun – ogłosił, że planuje w tym roku uruchomić sprzedaż swoich smartfonów z systemem MIUI na pokładzie, w kolejnych 10 krajach. Ta decyzja to już kolejny, mocny krok na drodze ku większej ekspansji, bowiem niedawno Xiaomi wyszedł poza chińskie granice, udostępniając swoje smartfony maleńkiemu Singapurowi. Ale już wówczas odczytano to jednoznacznie – zaczyna się konkretna ekspansja na Zachód!
Oczywiście Xiaomi był obecny już na Tajwanie i w Hongkongu, ale obecne plany, to już nie zabawa. Smartfony trafią m. in. do Rosji, Indii i Brazylii, ale też Tajlandii, Wietnamu, Malezji, Indonezji, Turcji, Meksyku i na Filipiny. Szybo więc zauważycie, że nie są to kluczowe pod względem rozwiniętych gospodarek rynki, ale zarazem takie, które mają ogromny potencjał wzrostowy. Drogie smartfony Apple czy Samsunga, niekoniecznie zrobią tam karierę. Ale już tanie, wydajne i dostarczające doświadczenia premium za atrakcyjną cenę, to nie lada gratka, dla osób które szukają dla siebie odpowiednika prawdziwego sprzętu z najwyższej półki.
Jak Xiaomi prowadzi ten biznes, nie mam pojęcia, ale widocznie wszystko się w nim spina, skoro stać ich na wypuszczanie smartfonów z procesorami Qualcomma, które można nabyć za grosze. Prawda jest też taka, że główną siłą napędową tych urządzeń, jest środowisko pracy, oparte wprawdzie o Androida, ale tak przebudowane, że nikomu z Was nie przyjdzie do głowy, że macie do czynienia z systemem od Google. Wokół niego Xiaomi stworzył potężny ekosystem, który dostarcza Chmurę, sklep z aplikacjami oraz cała masę osobnych rozwiązań, które z MIUI na pokładzie dostaje końcowy odbiorca.
Gołym okiem widać, w jakim kierunku podąża Xiaomi. Jeśli popatrzycie na przejedzony Zachód, coraz trudniejszą sytuację flagowych smartfonów, które wprawdzie świetnie się sprzedają, ale marżowo to już nie te same czasy, to szybko dojdziecie do wniosku, że na te właśnie urządzenia w takiej Malezji, Indonezji, Tajlandii czy na Filipinach stać zaledwie garstkę osób. A kiedy mieszkańcom tych krajów zaoferować jakość i poziom pracy taki sam – lub nawet lepszy – niż prezentują czołowe iPhone’y, Samsungi, Sony i LG, to już pojawia się realna pokusa skorzystania z nie tylko konkurencyjnej oferty, ale i wejścia w zupełnie inne środowisko, które kiedy zapuści korzenie, będzie nie do wygryzienia.
Wręcz nieprawdopodobne wydają się plany CEO Lei Jun, który chce ażeby w 2015 roku sprzedawało się już 100 mln smartfonów Xiaomi, ale patrząc na to, jak na obecnie zaledwie 4 rynkach radzi sobie ten sprzęt, aż trudno z takimi pomysłami polemizować. Firma startowała z pierwszym smartfonem w 2011 roku, a od tego czasu ugryzła już 7 proc. światowego rynku tych urządzeń. Tylko 8 kwietnia (w czasie Mi Fan Festival) w samych Chinach na sprzedaży swoich urządzeń zanotowali 240 mln dol. obrotu! Ale Xiaomi regularnie wyprzedaje kolejne partie swoich telefonów w ciągu dosłownie sekund. Musimy też pamiętać, że w ofercie przedsiębiorstwa są nie tylko smartfony z MIUI na pokładzie, ale też telewizory łączące się z jego usługami w Internecie i routery.
Siłą tej innowacyjnej chińskiej firmy jest przede wszystkim globalna sieć. Swoją sprzedaż prowadzi wyłącznie przez Internet, jest więc bezpośrednio producentem i sprzedawcą. Dzięki temu smartfony Xiaomi nie są dodatkowo obciążane kosztami pośredników i pozwalają zarabiać na tym mechanizmie ogromne pieniądze, co przekłada się na wciąż rosnący apetyt. Ale Xiaomi zaspokaja go małą łyżką, aczkolwiek zachłannie. Nie idzie na wojnę z gigantami, ale wchodzi tam, gdzie niska cena decyduje o zakupie. Więcej nawet – niska cena wcale nie jest tam argumentem konkurencyjności. Można poszaleć na wyposażeniu sprzętu i tym zduszać innych producentów. Dzięki takiej strategii, Xiaomi póki co, świetnie sobie radzi.