Cieszę się, że w swoich przemyśleniach na temat budżetowych Chromebooków na rok 2018. nie jestem sam. Właśnie przeczytałem tytuł i podtytuł materiału na The Verge na temat najnowszego Chromebooka od Acera i widać ewidentnie, że eksperci zaczynają się czuć znużeni opieszałością producentów przy upgradzie sprzętu z Chrome OS na pokładzie. Zresztą pierwsze zdania na temat Acer Chromebooka 11 CB311 są we wspomnianym materiale równie znudzone (a może zniecierpliwione?), co moje od dłuższego czasu komentarze na temat tego sprzętu. Oto znowu Chromebook z tym samym budżetowym wyposażeniem, z jedyną sensowną nowością na poziomie dodania USB typu C i odświeżeniem procesora z linii Celeron od Intela. Reszta – smutnie prawdziwie – jest po prostu… słaba.
Chciałbym, żeby to było jasne – nie uwziąłem się teraz na Chromebooki i nie mam zamiaru ich atakować, deptać w ziemię, obrzucać hejtem. Ale coś jest nie tak, kiedy kolejny model z rzędu w tym segmencie sprzętowym dostaje co najwyżej odświeżony hardware, wyświetlacz w fatalnej rozdzielczości (jak na dzisiejsze czasy) HD 1366x768px, ale na szczęście już typu IPS, bo jeden z wariantów CB311 jest z dotykowym ekranem. Może analogia nie do końca będzie tutaj przeze mnie trafna, ale już w branży smartfonowej – jeśli tylko telefon nie leży w koszu z opisem Wszystko za 50zł – coraz ciężej upolować dziadowską specyfikację.
Natomiast wśród najtańszych Chromebooków wciąż widzimy totalną miałkość i zerowy progres. Bo co ma nim niby być w Acerze Chromebooku 11 CB311? Wariant podstawowy tego komputera z 2GB RAM? Przecież mój Asus Chromebook, który mam u siebie dobre 3,5 roku, a debiutował jakieś 4 lata temu – posiada taką ilość pamięci operacyjnej! Nawet, jak na Chrome OS, to po prostu za mało! I tak – przy trzech, może pięciu zakładkach jeszcze jako tako to będzie działać, ale przy dziesięciu, dwudziestu, trzydziestu? Nie da się normalnie na tym pracować. I to nie są moje wymysły – tak to w tej chwili wygląda. Technologie internetowe nie stały przez ostatnie cztery lata w miejscu!
Tymczasem w oficjalnej informacji prasowej Acer pisze, że jego nowy Chromebook prezentowany przy okazji targów CES 2018, jest: Great for Content Consumption, Productivity, Fun. Cóż – w podstawowej konfiguracji na pewno się do tego na dłuższą metę nie nadaje. I po prostu wynika to zwyczajnie z czystej specyfikacji. Jak wspomniałem – w podstawie są 2GB RAM, 16GB eMMC na dane (ale na własne pliki realnie dostępne mniej, bo system zajmuje jakąś część tej przestrzeni), 2xUSB 3.1 typu C, MicroSD, BT4.2, bateria do 10h na jednym ładowaniu, dwuzakresowe WiFi 80211ac. Właściwie to wszystko. Co mnie mierzi w tej specyfikacji? Że Acer kładzie nacisk na drobiazgi, w stylu frontowa kamerka typu HDR… W budżetowym notebooku? Toż zwykłe HD są złe przy typowych rozmowach na Hangouts, Messengerze czy Skype? Albo zestaw głośników dual stereo… Przecież nikogo w fotel brzmienie z tego sprzętu nie wciśnie. No, a model mocniejszy otrzyma właściwie 4GB RAM i 32GB eMMC na dane. Ot cała rewolucja…
OK – może jest tak, że w szkole taka konfiguracja w wariancie podstawowym wystarczy. Albo w biurze. Tyle tylko, że producent formułuje ten sprzęt dla innego klienta (przypomnę tytuł informacji prasowej: Acer Chromebook 11 Great for Content Consumption, Productivity, Fun). Przewaga consumption oraz fun nad productivity, jest po prostu zdecydowanie arbitralna. Pokazuje, że nie liczy się efektywność, a jakieś pierdoły. I oczywiście – sprzęt do pierdoł też jest potrzebny i cholernie ważny w procesie relaksacyjnego przepędzania nudy i odpoczywania od zaangażowanego ratowania świata w godzinach pracy, niemniej – w tym przypadku – ani consumption ani też fun nie wpisują się w specyfikację tego sprzętu. A przynajmniej ja to tak widzę swoim krytycznym okiem.
Na rynek Acer Chromebook 11 CB311 trafi w kwietniu do sprzedaży w Stanach Zjednoczonych, gdzie wyceniono go na 249 USD, a dla rynku europejskiego na 249 EUR i tutaj będzie do nabycia już w marcu. Czy zobaczymy go w Polsce? Pojęcia bladego nie mam. Przetestuję chętnie, jeśli nadarzy się okazja. Przyszłości dla niego – mimo szczerej sympatii do Chromebooków i Acera – nie widzę.