Pierwszy rzut oka i to niezbyt piękne urządzenie nie wzbudza u mnie większej sympatii. Jednak nie wygląd się liczy, bo w tej małej, poręcznej kamerce drzemią duże możliwości. Zresztą już sama marka mówi za siebie. Oznaczać to może tylko jedno – mamy do czynienia z czymś ciekawym.
Canon XC10 w pewnym momencie przypomina bardziej aparat fotograficzny, aniżeli kamerkę i choć oczywiście umożliwia nam ona zrobienie zdjęć w rozdzielczości 12 Mpi – to umówmy się, że przy takich możliwościach to tylko dodatek. Przede wszystkim otrzymujemy możliwość rejestrowania filmów w 4K. Za przetwarzane tej rozdzielczości odpowiedzialny jest procesor obrazu – DIGIC DV5. Oprócz tego mamy tutaj również 1-calowy sensor CMOS.
Urządzenie wspiera standard UHD z przepływnością do 305 Mbps. Oczywiście nie zabraknie bardziej tradycyjnych rozdzielczości, takich jak FullHD oraz HD. Ten ostatni możemy czterokrotnie spowolnić, natomiast wyższe rozdzielczości (4K i FullHD) można przyspieszyć nawet 1200-krotnie, wtedy otrzymujemy obraz poklatkowy.
W obsłudze kamerki pomoże nam 3-calowy ekran LCD, który oczywiście jest odchylany, a dodatkowo obsługiwany na dotyk. Nie jestem co prawda do końca przekonany co do tego ostatniego, osobiście bowiem rzadko korzystam w aparatach z dotykowych wyświetlaczy, ale z pewnością każdy ma inne przyzwyczajenia.
Obiektyw Canona XC10 jest wbudowany, ma ogniskową wynoszącą 27,3-273 mm, a więc jak szybko można policzyć przekształca się to na 10-krotny zoom optyczny. Przesłona szkła to f/2,8-5,6, a więc jest to dość jasny obiektyw. Zakres ISO 160-12000. Całość upakowana jest w 1-kilogramową obudowę. Ciekawostką jest obracany korpus, dzięki któremu łatwiej będzie nam uchwycić mniej dostępne kadry.
Wygląda i prezentuje się to niezwykle ciekawie, choć przyznam szczerze, że nie wzbudza u mnie jakiegoś wielkiego entuzjazmu. Być może dlatego, że wolę robić mimo wszystko zdjęcia niż kręcić filmy?
Źródło, foto: theverge, resourcemagonline