Przyzwyczaiłem się już, że jak coś jest budżetowe, to z reguły jest słabe. Dosłownie słabe. Nawet jeśli nazywa się Galaxy, Xperia lub jakoś jeszcze inaczej i nie jest tą główną, prominentną serią, a dziedziczy po niej tylko charakterystyczną część nazwy, to i tak muszę się przygotować na twarde lądowanie. Od razu po jakości idą nie tylko materiały, z których wykonano takiego budżetowca, ale również hardare i wydajność systemu. Czy budżetowe musi zawsze konotować w domyśle złe, do niczego, feralne? Niekoniecznie. Udowadnia to właśnie Xiaomi.
Do sieci trafiły wygląd oraz specyfikacja kolejnej edycji smartfona znanego jako Redmi (lub zależnie od rynku, pierwotnie Hongmi oraz Red Rice). Jako, że jest to bardzo udana seria, Xiaomi kuje żelazo póki gorące i w nowej odsłonie Redmi dostaniemy 5,5-calowy ekran IPS z rozdzielczością 720p. Tak – mało, jak na tak duży panel, ale pamiętajcie, że mówimy o budżetowcu. W środku ma się znaleźć ośmiordzeniowy procesor MediaTek octa-core w dwóch wersjach: 1,4 GHz oraz 1,7 GHz. Całość wspomagać będzie 1 GB pamięci RAM.
Co więcej – Xiaomi zadbał również o aparat. Główna kamera ma mieć 13-Mpx matrycę, a frontowa 5-Mpx, chociaż pojawiła się informacja również o 8-Mpx sensorze. Jak na smartfon wyceniany na zaledwie 130 dol., to chyba jednak cholernie dobrze, co? Oczywiście przyszli nabywcy, kosztem oszczędności, będą musieli pójść ze sobą na kilka kompromisów. Model nie będzie wspierał np. łączności LTE, a pracować ma na dość wiekowej wersji Androida 4.2.2 z autorską nakładką MIUI.
W każdym razie to zupełnie inne podejście do produkcji i promowania smartfonów. Chińczycy za wszelką cenę chcą udowodnić, że za grosze można mieć porządny sprzęt, pomimo tego, że pozycjonuje się go docelowo dla najniższego segmentu rynku. Nie mam pojęcia dokąd zaprowadzi taka taktyka Xiaomi, ale w Chinach toczy się pomiędzy poszczególnymi producentami zażarta walka o klientów.
Nie ma jeszcze dokładnej daty premiery nowego Redmi, ale ma się pojawić na początku kwietnia, kiedy Xiaomi będzie świętować swoje urodziny.
Źródło, foto: engadget