Kiedy w sierpniu zeszłego roku w mediach pojawiła się informacja o tragicznej śmierci Robina Williamsa, chyba wszyscy byliśmy nią w dużym stopniu poruszeni. W końcu przedwczesne odejście aktora, który przez całą swoją karierę kojarzył się z radością, nadzieją i poczuciem humoru było wielkim i smutnym zaskoczeniem, zwłaszcza że przy tej okazji przyszło nam dowiedzieć się o jego wielkich problemach z depresją oraz nałogami, z którymi jako gwiazda Hollywood naprawdę nigdy się większości z nas nie kojarzył.
[showads ad=rek1]
Przez całe lata błyszczał w filmach takich jak “Stowarzyszenie Umarłych Poetów”, „Między Piekłem a Niebem” czy “Buntownik z Wyboru” budując skomplikowane wewnętrznie postaci, które jednak dzięki jego talentowi nie dość, że wydawały się w 100 proc. wiarygodne to jeszcze były dla widzów łatwe do zrozumienia i skłaniały nas do głębszego spojrzenia we własne serce.
[showads ad=rek3]
Teraz, już niemal rok po jego śmierci, będziemy mieli po raz ostatni okazję zobaczyć Robina Williamsa na wielkim ekranie, a to dzięki premierze “Boulevard”. Film nakręcony został w zeszłym roku, jednak do tej pory można było go oglądać jedynie przy okazji kilku amerykańskich festiwali filmowych. Opowiada on historię Nolana Macka starzejącego się już, statecznego ojca i męża, który po latach przeciętnego życia postanawia zmierzyć się z pytaniami o własną tożsamość. Zmiana ta spowodowana jest jego spotkaniem z Eddiem (w tej roli Giles Matthey) – młodym i zagubionym chłopakiem poznanym przez Nolana na ulicy. Ta przypadkowa i nietypowa znajomość doprowadza ostatecznie bohatera do odsłonięcia własnego skrywanego dotąd życia i wyjaśnienia go swoim bliskim.
Jak widać, zaprezentowana w filmie historia nie jest łatwa i podnosi wiele trudnych i kontrowersyjnych tematów, z którymi obecnie (tak jak i w przeszłości) trudno nam sobie poradzić. Tym bardziej obecność w „Boulevard” Robina Williamsa wydaje mi się ważna. Jego oszczędny i subtelny rodzaj aktorstwa z pojedynczymi gestami wyrażającymi całą gamę emocji pasuje do tego filmu doskonale (widać to zresztą w zapowiedzi). Umiejętność pogodnego podejścia do trudnych spraw była zawsze jego mocną stroną i jestem pewien, że w tym ostatnim kinowym występie dostaniemy doskonały pokaz tego rzadkiego talentu.
[showads ad=rek2]
Poza Williamsem na ekranie zobaczymy jeszcze między innymi popularnego ostatnio (dzięki „Breaking Bad” i „Better Call Saul”) – Boba Odenkirka oraz Kathy Baker. Do tej pory nie ma jeszcze sprecyzowanych planów na pojawienie się filmu w Europie, ale jestem pewien, że zmieni się to już po jego amerykańskiej premierze.