Kto nie lubi czekać w kolejce do lekarza, ręka do góry! O, widzę że niektórzy podnieśli obie. Nie dziwię. Dziś jest już nieco łatwiej wytrzymać kilkugodzinne stanie, wystarczy chwycić smartfon w rękę i ulubiona gra, by zająć jakoś czas. Albo przejrzenie wiadomości ze świata. Gdy już pomysły się skończą, zawsze można jeszcze po raz tysięczny przeglądnąć galerię zdjęć. Cokolwiek, byle się nie zanudzić, bo przecież pacjenci przed nami zdają się być badani godzinami, a my sami w kilka minut, prawda?
Na szczęście pojawił się Blink, który przynajmniej z jedną kolejką sobie poradzi. Jednak zanim zaczniecie się cieszyć, ostudzę nieco zapał – usługa dostępna jest tylko w Nowym Jorku, ale i tak to świetna sprawa, więc warto o tym wspomnieć. Tym bardziej, że w przyszłości być może i u nas pojawi się to rozwiązanie.
Na czym polega? Za 75 dol. można zamówić (do domu lub biura) specjalnie przeszkolonego technika, który powita Was z walizką narzędzi kompatybilnych ze smartfonową aplikacją. Dodam jeszcze, że razem wzięte, są odpowiednikiem urządzeń stacjonarnych za ok. 20 tys. dol., używanych przez profesjonalnych optometrystów. Jednym z nich jest przypominająca headset VR – Netra, co ciekawe, w całości wykonane mechanicznie. Jak łatwo się domyślić, nie ma to nic wspólnego z grami, a służy do sprawdzania naszego wzroku.
Po takich testach, gromadzone są informacje i wysyłane do jednego z licencjonowanych, współpracujących z firmą Blink, optometrystów. Jeżeli faktycznie wyniki wskazują na konieczność kupna okularów, odpowiednia recepta zostanie przesłana na e-mail “pacjenta”. Dzięki temu, unikamy kolejek wspomnianych we wstępie, a jeśli ktoś bywa regularnie u okulisty i sięgnie pamięcią do pierwszej wizyty, doskonale powinien zdawać sobie sprawę, jak długo to trwało.
Twórcy podkreślają jednak, że nie zastąpi to badań kontrolnych, a jedynie ułatwi proces sprawdzający, czy okulary są konieczne. Jak dla mnie – fajna sprawa, ale ja i tak już się na to nie łapię, a poza tym – chyba wolę poczekać nawet kilka godzin na darmową wizytę niż zapłacić, przeliczając po dzisiejszym kursie, niemal 300 zł, tylko za samą ocenę mojego wzroku.
Nie zawężajmy się jednak do “tu i teraz” i wybiegnijmy nieco myślami w przyszłość. W takim najbardziej odległym wariancie, wyobrażam sobie powstanie domowych stacji medycznych wielkości szafki, które będą skanować nasze ciało i dobierać odpowiedni rodzaj leczenia, jeśli to koniecznie. Z kolei myśląc o czasach nam bliższych, podejrzewam że będą powstawać kolejne projekty zajmujące się nie tylko wzrokiem, ale i innymi elementami ciała.
Wygląda na to, że powoli smartfony zaczynają być czymś więcej, niż tylko urządzeniami do rozrywki, czy pracy. Jak widać, mogą być przydatne również, jeśli nie do leczenia, to przynajmniej wykrycia, czy go w ogóle potrzebujemy. Cieszy również miniaturyzacja potrzebnych do tego narzędzi, na czym głównie skorzystają specjaliści. Podzielcie się w komentarzach, czy gdyby ta usługa była dostępna w Polsce, skorzystalibyście z niej?
Źródło, foto: engadget, techcrunch, goblink