Dzisiaj kanadyjski producent sprzętu mobilnego, słynnych smartfonów BlackBerry, pokazał wyniki finansowe za ostatni kwartał. Pewnie przyzwyczailiście się już do nowej sytuacji na rynku, czyli takiej, w realiach której jeżynki nie nadążają za konkurencją i coraz bardziej oddalają się od peletonu. Jednak dzisiejsze dane nie pozostawiają złudzeń. Ten okręt na prawdę tonie, co więcej w morzu ogromnej finansowej straty, która wynosi już niemal 1 mld dolarów. Do tego spadły przychody o 45 proc. z 2,86 mld dol. do 1,57 mld dol. Wątpię, by w tych okolicznościach coś jeszcze mogło ocalić tą firmę, chociaż BlackBerry podejmuje coraz bardziej rozpaczliwe kroki.
Ostatnie tygodnie przynoszą wręcz wysyp spekulacji, kto mógłby kupić spółkę. Wśród potencjalnych kupców typowany był jej założycie Mike Lazaridis, który w zeszłym roku ustępował ze stanowiska CEO wierząc, że nowy lider pociągnie firmę do przodu. Oprócz tego BB podjął próbę ratowania tego co się da, intensywnie stawiając na redukcje zatrudnienia, w wyniku czego zatrudnienie na całym świecie straci ok. 40 proc. pracowników tej firmy. Po drugie, Kanadyjczycy chcą wrócić do korzeni, porzucając rynek konsumenci, a skupiając się na biznesowym, na którym niegdyś przez lata budowali swój kapitał.
Jednak gdyby bliżej przyjrzeć się tym krokom, to można szybko dojść do wniosku, że miały one przygotować inwestorów i analityków na bardzo złe dane finansowe. Jak podaje serwis Cnet, nawet analizy na Wall Street, które prognozowały spore straty, nie zakładały aż tak dramatycznej sytuacji. Pamiętam, że w zeszłym roku, mniej więcej o tym samym czasie co teraz, również głowiono się nad sytuacją BlackBerry, ale wówczas dużą nadzieją na wyjście z marazmu były coraz chętniej powtarzane przez internetowe media technologiczne plotki o nowych urządzeniach, które mają firmę postawić na nogi.
Tymczasem obecnie jest tak, że BlackBerry Z10 – nowy flagowiec zaprezentowany na początku 2013 roku – nie porwał tłumów, nie pomogła mu nawet kampania z Alicią Keys, jako twarzą marki, a dodatkowo oznacza to również klapę najnowszej wersji systemu operacyjnego tej firmy, który razem z nowym smartfonem miał przekonać do siebie przede wszystkim nowych użytkowników. Mimo, że i urządzenie i soft cieszyły się świetnymi recenzjami, nie zdobyły konsumenckich serc. A walczą o nie przede wszystkim dwie platformy, gdzie zielony robot ma ochotę na zjedzenie nadgryzionego jabłka.
Gdzie w takim razie BlackBerry zarabia? Gł. na rynkach wschodzących, gdzie dzięki popularności jego starszych modeli, które dostępne są w niskich cenach, wciąż może liczyć na nowych klientów. Trochę przypomina mi to sytuację Nokii, która również bacznie pilnowała tych rynków dostarczając nań featurephone’y. Tyle, że finów wchłonął Microsoft, a nowymi Lumiami udowadnia, że potrafi być liczącą się konkurencją, a jaki los czeka kanadyjskie jeżyny…?
Źródło, foto: cnet, raport fiskalny bb,