W końcu! Na taką wiadomość czekałem od dawna. Bestsellerowa książka „Metro 2033” w końcu zostanie zekranizowania! Dmitry Glukhovsky, autor który stworzył tę historię, doszedł do porozumienia z hollywoodzkimi twórcami, i jak sam mówi, czekał na to, aż 10 lat.
Jako fan nie tylko tytułowego Metra 2033, ale także całego Uniwersum, które w Polsce cieszy się dużym zainteresowaniem, nie ukrywam radości, ponieważ od dawna chciałem ujrzeć filmową wersję tej książki. Pośrednio zostało to zrealizowane za pomocą gier komputerowych, które były świetne, ale zdecydowanie Metro 2033 zasługuje na premierę na wielkim ekranie. Tego trudnego zadania podjęli się Michael De Luca oraz Stephen L’Heureux.
Nie ukrywam, że oczekuję porządnego kina, które będzie w stanie utrzymać niesamowity klimat ukazany w książce Glukhovsky’ego. Sam autor podkreślał, że był bardzo ostrożny przy okazji ewentualnej współpracy, ale nazwiska producentów mówią same za siebie, skoro za nimi stoją takie filmy jak „Moneyball”, „Kapitan Phillips”, czy „Więzień nienawiści”.
Dla niewtajemniczonych „Metro 2033” traktuje o postapokaliptycznym świecie dwadzieścia lat po wojnie atomowej, która zostawiła za sobą zniszczenia, promieniowanie, mutanty oraz inne zagrożenia. To człowiek walczy tutaj o przetrwanie. Moskiewskie metro stało się nie tylko schronieniem, ale domem dla ocalałych. Panuje tam jednak wieczny mrok, strach i codzienna walka o przetrwanie. Gęsty klimat, wręcz wylewa się z kolejnych stron książki. Przeniesienie tych elementów będzie sporym wyzwaniem i nie ukrywam, że mam pewne obawy. Liczę jednak, że film, podobnie jak papier, również będzie przesiąknięty zimnymi i duszącymi ścianami metra. Póki co zacieram ręce i czekam z niecierpliwością na kolejne informacje!
Źródło: ign