NIE CZYTAJ PONIŻSZEGO WPISU. WYSTAWIONA W NIM OPINIA ASUS CHROMEBITOWI BYŁA ZBYT POCHOPNA. NAJLEPIEJ PRZEJDŹ OD RAZU TUTAJ:
Chromebit od Asusa jednak daje radę. Uffff…!
Kurczę, na te testy cieszyłem się tak, jak na żadne inne już od dłuższego czasu. Kiedy przez Twoje ręce przechodzi tyle sprzętu co przez moje, w pewnym momencie czuje się, że to wszystko na swój sposób płynie. Fascynację zastępuje rozsądek i – oczywiście wciąż jest miłość do produktu – ale taka bardziej wyważona. Znika ślepe zakochanie, a tworzy się chemia, która pozwala na chłodno i po części emocjonalnie spotkać się z wytworem nowoczesnej myśli technologicznej.
Dlatego taka nadmierna radość jest zdradliwa. Bo łatwo się o nią wyłożyć. Sprawia, że oczekiwania nagle rosną do takiego poziomu, że aż się człowiek cały trzęsie z tego wszystkiego. Do momentu, aż nie rozpakowujesz, podłączasz i zaczynasz używać… I niestety – Chromebit od Asusa, który jest (anty)bohaterem tego tekstu, takim właśnie jest produktem – który zawodzi. Obawiam się, że bez względu na to, jak długo jeszcze potrwają moje testy, które zacząłem dokładnie wczoraj (21 grudnia 2015r.), tak opinię o tym rozwiązaniu mam wyrobioną już teraz. To co, do konkretów teraz?
Jako, że sam już od lat pracuję z Chromebookami, do tego wiele z nich i w różnych wariantach przetestowałem, toteż śmiem twierdzić, że mam o nich już jakieś pojęcie. Przez moje ręce przeszły maszyny szybsze i wolniejsze, ale żadne nie były takie, jak testowany Asus Chromebit. Fakt, że mam kilkadziesiąt apek (jeśli nie ponad setkę) dodanych do swojego konta Google, więc mógłbym pewnie być wyrozumiałym. Ale nie mogę, skoro wiem, jak szybko podłączają je do sformatowanego (po Powerwash) Chrome OS inne Chromebooki, Chromebase czy Chromeboxy.
Asus Chromebit jest wolny. Koszmarnie wolny. Po dziesięciu minutach wciąż nie miałem wczytanego z obrazu kopii zapasowej przypisanej do konta – pulpitu, z moją tapetą i paskiem na prawej krawędzi. Po piętnastu minutach byłem święcie przekonany, że coś z tym Chromebitem jest nie tak, skoro nie dodał nawet połowy moich apek. Dopiero po mniej więcej dwudziestu pięciu-trzydziestu minutach wszystko poprawnie zaskoczyło. Dla mnie szok. Potężny szok, bo np. mój Asus Chromebook C200 robi to wszystko ot tak – w od trzech do pięciu minut. I to wszystko, a jest na rynku dobre półtora roku.
Kilka innych konkretów? Bardzo proszę – otwarcie pięciu zakładek w Chrome, w tym jednej z filmem na YouTube w FHD 1080p, sprawiło, że Chromebit nie był w stanie załadować strony z Facebookiem, film wyświetlił w małym oknie jedną klatkę i się zatrzymał, strona jednego z serwisów newsowych ładowała się w nieskończoność, a próba zalogowania się do panelu WordPressa skończyła się… przesiadką na komputer z Windowsem. Co więcej – nawet Hangout nie chciał działać płynnie i nie mam tutaj na myśli wideokonferencji, tylko czatowanie, które odbywało się z dużym opóźnieniem.
Tak, Asus Chromebit to jakaś katastrofa. Zamulająca od pierwszego uruchomienia się katastrofa :/. Strasznie przykro to wygląda. Spędziłem z Chromebitem trzydzieści-czterdzieści minut i nie mogłem właściwie niczego zrobić. Nie miałem nawet świadomości, że w tle wykonuje jakąś pracę próbując przywrócić wszystko z mojego konta, co też wpłynęło na jego wydajność, ale nawet po wszystkim pozostały we mnie mieszane uczucia. A do tego została mi w głowie tylko jedna myśl – czekam na dwójkę.
Jedynka, to propozycja dla osób wyjątkowo cierpliwych i mających wyjątkowo duuużo czasu… :(