Po raz pierwszy od 13 lat Apple zanotował mniejszy przychód. Po raz pierwszy też od 2007 roku, kiedy to na rynek wszedł przebojem iPhone, sprzedaż tego smartfona nie pobiła kolejnego rekordu, a jego sprzedaż okazała się niższa niż zakładali analitycy. Od prawa do lewa słychać darcie szat. W polskich serwisach, jak i anglojęzycznych. Pisze się, że Apple zawiódł na całej linii, jak uczynił to Bankier.pl. Gazeta.pl załamuje ręce: To najbardziej rozczarowujące wyniki finansowe Apple od 2003 roku (…), Onet.pl alarmuje: Wyniki Apple poniżej oczekiwań, kurs akcji w dół ponad 8 proc., a Money.pl dodaje: Słabe wyniki koncernu Apple. Gigant skupuje własne akcje.
W podobnym tonie wypowiadają się media zagraniczne. Wszyscy – za przeproszeniem – narobili w majtki ze strachu! Co teraz będzie? Już nikt nie chce cudownych iPhone’ów? Apple czeka katastrofa? Zagłada? Zniszczenie? Totalna anihilacja? Jezu, ludzie – weźcie coś na uspokojenie! Inwestorzy wręcz popadli w jakąś malignę – bo akcje faktycznie łupnęły aż o 8 proc., a gra idzie o gigantyczne pieniądze. Ale zanim wszyscy zamilkniemy nad tą trumną… Oh, wait! Jaką trumną? Co tu się do diaska dzieje?
Apeluję o rozsądek. Naprawdę potrzebny jest rozsądek. Wszystkim. Apple oczywiście też się on przyda, bo gigant postanowił zwiększyć sumę na wykup własnych akcji o 50 mld dol. (do 250 mld dol.) w okresie do marca 2018 roku. Robi to oczywiście po to, aby uwiarygodnić się w oczach inwestorów i utrzymać ich ceny na rozsądnym poziomie, ale cały ten ferment pokazuje tylko, że cała ta finansjera zgromadzona wokół giełdy, to dosłownie – banda paranoików, która dobrze prosperujące przedsiębiorstwo jest w stanie utopić przy byle podmuchu wiatru.
Zauważ, że WSZYSCY, ale to absolutnie WSZYSCY – wiedzieli doskonale o tym, że ten dzień nadejdzie. I wiedzieli to od dawna! Przecież jedyny naprawdę zyskowny biznes Apple od lat, to wyłącznie iPhone. Ten sam rozwój technologii mobilnych, który ten smartfon dynamicznie przyspieszył w 2007 roku, stał się przyczyną problemów iPodów, ale też całej branży muzycznych MP3. Na chwilę skoczył na równe nogi iPad, ale szybko okazało się, że tablet to nie komputer i jednak ludzie nie chcą wydawać 3k na produkt, na którym mogą sprawdzić pocztę, poczytać ebooki, ewentualnie elektroniczną prasę i rolować tablicę na FB.
Swoje pięć minut mają teraz hybrydy, które po latach dokładania do interesu wreszcie skutecznie wypromował Microsoft, więc słabsza sprzedaż Maców jest i pod tym względem uzasadniona, ale wątpię, aby miała utrzymywać się długoterminowo. No i ostatnia rzecz – okres od stycznia do marca, to martwy sezon. Po czyszczącym portfele końcu roku, konsumenci wydają mniej, a już w szczególności na produkty, które nie są w kategorii pierwszej potrzeby.
Ale nieprzytomnym z radości hejterom, a także urobionym po pas inwestorom pragnę przypomnieć, że Apple to nie jest firma, która się kończy. W portfolio ma smartwatcha, który pomimo małego szumu wokół siebie, wśród wearables wszystkich producentów sprzedaje się najlepiej. iPad Pro może i nie jest dla wszystkich, ale sięgają po niego profesjonaliści. Jak popularny to sprzęt, przekonałem się na MWC w Barcelonie, gdzie widziałem sporo takich urządzeń na stolikach wystawców, managerów, dziennikarzy.
No i ostatnia rzecz. Trzeba być naprawdę pozbawionym rozumu, jeśli obserwuje się uważnie rynek i nie potrafi z oczywistych relacji tego, co się na nim dzieje, wyciągnąć racjonalnych wniosków. Zauważ, że Apple sygnalizował już przy poprzednich wynikach finansowych, że te za drugi kwartał 2016 roku (w USA to drugi kwartał, bowiem jako pierwszy traktowany jest okres od października do grudnia), będą niższe, więc przygotowywał grunt pod obecne dane. Inna sprawa, jakiej skali są to spadki i przyjrzeć się im trzeba z należytą cierpliwością oraz co najmniej odrobiną wyobraźni, ale nie da się ukryć, że cały świat technologiczny sygnalizował ten moment od dawna.
Sam jeszcze w tym miesiącu pisałem o tym, jak bardzo zaskoczyły mnie wyniki sprzedaży Xiaomi w Chinach. Okazało się, że chiński Apple – jak się go określa – też zwalnia, o czym na co zwróciłem uwagę w niedawnym tekście – pod jednoznacznym tytułem: Patrz na Chiny – Xiaomi zwalnia!
(…) istotne dla mnie jest to, że zeszły rok nie przyniósł Xiaomi przebicia sufitu, a obecny zaczął się na minimalnym, lekko wyczuwalnym – ale zawsze – hamulcu. Z tą firmą jest tak, że skoro ona u siebie łapie poślizg, to znaczy, że na świecie wielu innym producentom odbije się to czkawką.
Każdy, kto śledzi branżę, a już na pewno świadomy inwestor i nabywca akcji Apple, zdaje sobie doskonale sprawę, że Wschód, z Chinami, Indiami oraz lokalnymi rynkami wschodzącymi, jak też z biedną Afryką, to miejsca, które trzeba baczniej obserwować dzisiaj niż Zachód. Rozpasany, syty, gruby i tłusty od przepychu Zachód. Bo realne rynki zbytu są właśnie w wymienionych przeze mnie krajach. A jeśli w samych Chinach dochodzi do sytuacji, że zwalnia największa lokomotywa, która pokazała miejsce w szeregu takim gigantom, jak Sony, HTC, LG, Lenovo czy nawet Samsung, to oznacza tylko jedno – Apple na tym wózku też nie będzie ciągle zdobywał kolejnych szczytów. I ową czkawkę łapie i on.
Sądzę, że mamy dzisiaj złotą erę średniej półki cenowej wśród urządzeń mobilnych. Są one obecnie na tyle wydajne i tak atrakcyjne pod względem wyposażenia, że paradoksalnie – zaczynają kanibalizować flagowce, które są od nich dwu lub trzykrotnie droższe. Do tego chińska konkurencja jest niesamowicie agresywna, bo rozdaje karty najniższej ceny, a to podcina nogi każdemu kolosowi. Powtarzam więc – Apple wiedział, że ten dzień nadejdzie, wiedzieli o tym ludzie wkładający w akcje tej firmy pieniądze i wiedzą o tym analitycy. A prawda jest taka, że boom na średnią i budżetową półkę, która jest dzisiaj w najlepszej kondycji w historii, przysłuży się nie Apple, a jego konkurencji, która od dawna pielęgnuje smartfony dedykowane mniej zasobnym w pieniądze klientom. Apple ze swoimi iPhone’ami nie ma czego szukać w Wietnamie, Bangladeszu, państwach Afryki, czy wielu krajach Ameryki Łacińskiej.
Sądzę również, że dzisiaj rzeczywiście nasze oczy powinny być skoncentrowane na widzeniu zupełnie innych słupków w raportach firm technologicznych, takich jak Apple. Tim Cook wystosował list do inwestorów, tłumacząc że firma wciąż rośnie w przedziale usług (skok o 20 proc. rok do roku, a chociażby Apple Music ma dzisiaj już 13 mln opłacających subskrypcję klientów). Jasne, one nie są tak wysoko marżowe, jak iPhone’y, ale na litość boską – w tym kierunku dzisiaj to wszystko zmierza. Wszyscy do niedawna byliśmy mieszkańcami Globalnej Wioski. Dzisiaj opuszczamy ją na rzecz Chmury, bo w niej będą się odbywać (a może i nawet już się odbywają) kluczowe przełomy, istotne z punktu widzenia nie tylko całych społeczeństw, ale też konkretnych branż, zmienią (zmieniają) całkowicie obecny porządek świata. Dość wspomnieć streaming muzyczny i video, czy chociażby popularność serwisów w stylu YouTube, zagrażające nawet magnatom telewizyjnym.
Reasumując – denerwuje mnie to całe roztrząsanie, jak ten Apple fatalnie sobie radzi. Nie radzi sobie źle. Zmienił rynek w 2007 roku, a teraz rynek zmienia Apple. To wciąż najcenniejsza i największa firma technologiczna świata. Prawdopodobnie wejdzie niebawem na rynek motoryzacyjny, koncentruje się na dostarczaniu rozwiązań dedykowanych analizie i podnoszeniu jakości zdrowia, na rynku wearables radzi sobie najlepiej, ma własną hybrydę w postaci iPada Pro i – co najważniejsze – rzesze WYZNAWCÓW, którzy kochają markę samą w sobie do szaleństwa. A skoro Apple ma klientów, to nie zginie, a pierwsze daleko idące wnioski proponuję zacząć wyciągać za rok.