Apple Watch series 4 wreszcie, jest takim smartwatchem, z którym mógłbym się zaprzyjaźnić ;). Tak – po raz pierwszy Apple robi coś, co zupełnie przesypia konkurencja z Androidem. Dostajemy kawał świetnego sprzętu, zamkniętego w dość małych wymiarach z rewelacyjnymi funkcjami pro-zdrowotnymi.
Apple Watch 4 robi różnicę. Nie tylko względem zegarków z Wear OS, ale też pod kątem swoich wcześniejszych wydań. Ale to dobrze, bo wreszcie obserwujemy sensowny postęp. Zegarek, który staje się niemal produktem medycznym, a poza tym na nowo stara się wykorzystać znane od wieków sensory: tętna, akcelerometr i żyroskop. Dlaczego tak się tym ekscytuję? Bo już kiedyś, w jednym z wpisów na tym blogu pisałem, że nie muszę dostawać nie wiadomo jakich z kapelusza nowości, ale niech ktoś popracuje nad znanymi czujnikami, aby wycisnąć z nich jeszcze więcej; aby je udoskonalić, doszlifować, uczynić bardziej dokładnymi. I Apple w smartwatchu Apple Watch series 4 to właśnie robi.
OK – wzorniczo Apple Watch series 4 to wciąż nie moja bajka, ale jest bliżej tego, co bardzo ceniłem we wzornictwie Zenwatcha pierwszej generacji (TU recenzja), ale nie chcę się upierać przed oględzinami.
Może po prostu tak go widzę w większym rozmiarze. Niemniej – to wciąż pod kątem designu baza z tego, z czym mieliśmy do czynienia przy wcześniejszych seriach. Druga rzecz rzucająca się w oczy, to przestrzeń zadeklarowana dla środowiska poprzez zwężenie ramek, co przełożyło się na 30 proc. większy ekran. Nota bene – wykonano go w nowej technologii LTPO, a nowe okrągłe tarcze lepiej zagospodarowują również narożniki wypełnione treścią. Ten niuans, to niezwykle praktyczny ficzer.
Świetnie, że przeprojektowano koronkę Digital Crown, dzięki czemu rolując nią czuć lepiej przeskakujące ząbki.
To takie drobiazgi, które np. w obrotowym pierścieniu na zegarkach Samsunga wykonywały genialną robotę i sprawiały, że odczuwało się przyjemność z prostych czynności, czy samego dotykania i słuchania tego „cykania”. Wiem, brzmi absurdalnie, ale sam miałem z tym do czynienia w Gearze Classic i Frontierze, więc wiem, o czym piszę ;). Oczywiście w Apple Watchu series 4 to zupełnie inny mechanizm, ale jestem pewien, że dostarczy podobnych wrażeń. Osobna sprawa, że od strony technicznej – Digital Crown zmalał aż o 30 proc., ale jest w nim zarazem o 21 proc. więcej elementów. Niezła sztu(cz)ka, która zachwyca!
No dobrze, ale to co, tak naprawdę chwyciło mnie za serce, to właśnie funkcje związane z monitorowaniem pracy serca oraz naszego położenia w przestrzeni.
To niebywałe, ale Apple Watch series 4 otrzymał czujnik tętna wykorzystujący impulsy elektryczne, który monitorując puls rozpozna, że np. od 10 minut Twoje serce pracuje wolniej niż normalnie, co może być przyczyną poważnej przypadłości kardiologicznej (bradykardii) i wyśle Ci o tym stanie powiadomienie. Można też w bardziej zaawansowany sposób monitorować tętno, a Apple Watch zaczyna ocierać się o produkt medyczny, czym mocno wbija się klinem we wszystkie zegarki sportowe. Na ekranie można jednym spojrzeniem ogarnąć np. aż 5 parametrów biegu. Tak – Jabłko idzie tutaj po- dosłownie – wszystko!
Druga rzecz to wspomniane monitorowanie położenia poprzez dokładniejsze wykorzystanie akcelerometru i żyroskopu.
Obydwa te czujniki pozwalają określać położenie w przestrzeni. Jeśli Apple Watch wykryje, że upadłeś/-aś, to po kilku minutach zaalarmuje zdefiniowany wcześniej numer telefonu alertem SOS, że coś Ci się stało, bo po gwałtownym ruchu wciąż nie wykazujesz aktywności (np. straciłeś/-aś przytomność). Proste? Banalne? To dlaczego tak trudno o te funkcje w innych smartwatchach?
Napędza Apple Watch series 4 nowy, kompletny chip S4, który bazuje na scalonych ze sobą wszystkich elementach układu. Oznacza to, że procesor w AW 4, jest niemal dwukrotnie szybszy.
Zegarek też otrzymał nowy, mocniejszy o 50 proc. niż w poprzedniku głośnik rozmów, a także moduł LTE w postaci eSIM. W Polsce będzie więc dostępna wersja tylko z GPS, a jej ceny zaczynają się od 1899zł. Jak dla mnie – kwota całkiem w porządku za tak zaawansowany produkt, ale jasne jest dla mnie, że i tak dla wielu osób może się to jednak wydawać za drogo. No i trzeba mieć iPhone’a, aby móc z Apple Watcha series 4 korzystać.