Apple odkrywał dziś swoje karty powoli. Zaczął od Apple Watcha trzeciej generacji. Produktu, którego jeszcze we wcześniejszych wariantach nie miałem okazji przetestować, ale widzę, że nie będę miał wyjścia – w tej chwili jest to najpopularniejszy zegarek na świecie. Tak – wyprzedził nawet Rolexa! I tak, nie potrafię w to uwierzyć, bo przecież kiedy widzę nasze uprzedzone podejście do wearables, zachodzę w głowę, kto kupuje Apple Watchów więcej aniżeli zegarków innych popularnych marek?
Nie zmienia to jednego faktu, że nadal nie czuję mięty do Apple Watcha, chociaż patrzę na niego przychylniej. Ten sam brzydki case, te same – znane z innych urządzeń z Androidem Wear funkcje, a do tego zero chemii wzorniczej. Niemniej w środku jest nowy procesor – wg Apple – 70 proc. szybszy od obecnego układu, Siri wreszcie z nami pogada bezpośrednio z zegarka (WOW – tego nie potrafi nawet Asystent Google), przy tej okazji pojawia się obsługa eSIM, czyli korzystanie z połączeń telefonicznych na zegarku, a ostatnią nowością jest dopracowany system rozpoznawania i monitorowania tętna, który ma znacznie lepiej kontrolować pracę serca i przyjdzie wraz z aktualizacją systemu do watchOS 4.
Tak, te rozwiązania mnie przekonują, a najbardziej imponująco wygląda możliwość rozmawiania telefonicznego z poziomu Apple Watcha series 3, który potrafi świetnie zbierać głos nawet z dużej odległości i przy intensywnym poruszaniu rękoma. Tak, to robi różnicę i to potężną! Niestety nie będzie to działać w Polsce, bowiem zegarek ten obsługuje wyłącznie karty eSIM i nie posiada slotu na karty tradycyjne. W Polsce będzie w sprzedaży już 29 września w wersji z GPS. Jego cena – od 1599zł w każdym podstawowym wariancie paskowym, i w edycji z Nike. Super – nie jest to tragedia kwotowa i wpisuje się w to, ile trzeba przeznaczyć na dowolnego smartwatcha z Androidem Wear lub Tizen OS, który właśnie debiutuje.